Niedawno na forum prowadzonym przeze mnie na Golden Line „Zarządzanie ryzykiem w JSFP” jeden z uczestników , który większość kariery zawodowej spędził w Ameryce zadał dramatyczne pytanie, mniej więcej: „Dlaczego
na naszych rodzimych forach, nie tylko GL, nikt nie podejmuje dyskusji, ani na ten ani na inny profesjonalny interesujący mnie temat. Na forach anglojęzycznych np. Linked In jest zupełnie inaczej ! Wszyscy dyskutują i spierają się nieustannie ” .
Nie ma debaty, nie ma dyskusji, nie ma challengowania
założeń, w Internecie i „w ogóle”.
A krytyczna analiza założeń i oczywistych oczywistości, paradygmatów jest jednym z fundamentów nie tylko w samym
zarządzaniu ryzykiem, ale i modernizacji w życiu gospodarczym, społecznym, o polit nie wspominając. Nie ma kultury zarządzania, nie tylko kluczowej kultury zarządzania ryzykiem, bo nie ma
otwartej dyskusji o problemach, a za to jest powszechne udawanie, w imię (czego?) że problemów nie ma. Everything Goes According to Plan a także Not in My Term of Office, itepe, itede…
I znowu im/nam nie wyszło czy to śmiecie, czy to
infrastruktura, czy to dziura budżetowa i nieuchronny klif fiskalny. 50, 60 a może 90% …..no, może nie tak nieuchronny, bo przecież jak nam się KRI świecą, to wystarczy je wyłączyć i…
już po ryzyku!
Po raz kolejny okazuje się, że jak mówi motto bloga „Na Kon
wsiędziem….” i rzeczywiście jest „Jakoś”. Nie będziemy tu się znęcać politycznie bo i tak nigdy nic z tego nie wynika a i dzięki krytyce do wymarzonego koryta i tak nie dopuszczają, a jednocześnie ciągle słyszymy , że to dopiero 10/15/20 (niepotrzebne skreślić) lat i „mamy czas”, i były zabory i wojna i Janka Muzykanta w piecu Prusacy z Anielką upiekli, przez to wiadomo jest nam trudno etecetera, a trzeba i przyznać Waszej Redakcji Ryzykonomii lata lecą i coraz trudniej na te zmiany w długim okresie czekać, bo jak mawiał Keynes „w długim okresie wszyscy będziemy martwi”. Tamten kolega wyjechał za granicę, ta córka koleżanki już się szykuje, tamci żałują że nie wyjechali jak mogli, ale może jeszcze …Ale ponoć już za chwileczkę już za momencik coś się zmieni, zaczniemy planować,
przewidywać, liczyć i robić to co jest do zrobienia i „jakoś to będzie”. Taaa….
No, znowu bezwiednie zdryfowaliśmy poza ściśle zarządzanie ryzykiem, może jak kasia te
zaczniemy pisać o modzie i makaronie nabijając sobie tysiące
fanów ważnymi tematami, ale niech nam P.T. Czytelnicy Bloga dzisiejszy pesymizm wybaczą ( choć preferujemy profesjonalny termin dentyfikacja ryzyka” ) sądząc po kierunkach modernizacji, a raczej jej braku widać jak na dłoni i bez rejestru i bez mapy ryzyka, dokąd nieuchronnie zmierzamy.
No debate, tylko paradygmaty … tu przychodzi nam na myśl
ciekawy cytat naszego kolegi i prelegenta Granta Purdego z Australii, który napisał niedawno, że:
„Ostatnimi czasy, coraz częściej zauważam, że w zarządzaniu
ryzykiem nadmierny nacisk na rozwój różnego rodzaju „ceremonialne instrumenty”, „ryty” , „obrzędy”, jak
w jakimś sekretnym stowarzyszeniu powoduje, że coraz trudniej zrozumieć innym, co naprawdę powinni oni robić, aby lepiej zarządzać ryzykiem”
(cytat niniejszym dodajemy do naszej rubryki cytatów na
pasku po tytułem bloga)
Tajemniczo brzmi, prawda? Już wyjaśniamy. Otóż na „zachodzie”
także w zarządzaniu ryzykiem toczy się nieustanna debata: jak to robić? jakich narzędzi używać? Który standard jest lepszy… a może coś innego? Co ma, a co nie ma sensu ?
To tak jakby ktoś u nas zadał pytanie: po co nam kontrola
zarządcza i jaki jest tu ratio koszt/zysk ? Gdzie było zarządzanie ryzykiem przy klęsce śmieciowej ? Albo, z innej działki: jak to jest z tym zarządzaniem jakością w firmach? Każdy ma znaczek, ale jakie są rezultaty wydrukowania mega regulaminów i auditów (nie mylić z audytami) ? Szalone pytania, nieprawdaż ?
Jest – jak jest, więc póki co Wasza Redakcja Bloga będzie
samopas rzucała sobie challenge do takich wydawałoby się „oczywistych oczywistości” i paradygmatów rodzimego rachitycznego risk manadżmenetu jak (na początek) :
Czy mapowanie ryzyk , wszechpopularny kolorowy gadżet ma w ogóle sens ? Czy to nie strata czasu i mega zmyłka ?
Czy istnieje w ogóle apetyt na ryzyko ? Kto to umie policzyć
? Po co to komu ? Kto to zrozumie ? Czy nie wystarczy koncepcja „kryteriów ryzyka” ?
Co broni „kanoniczny” wręcz model trzech
linii obrony i czy w ogóle coś broni ?
I nie myślcie, że otrzymacie odpowiedzi na jakie oczekujecie….
To już wkrótce , zostańcie z nami ……
Bez paradygmatu o ryzyku Bez paradygmatu o ryzyku Bez paradygmatu o ryzyku