W górach o ryzyku, trudno nie myśleć. Oczywiście nie wszyscy myślą w sposób tak uporządkowany i usystematyzowany idąc szlakiem jak Redakcja Ryzyko Manii. Ale my ryzykomaniacy zawsze bacznie obserwujemy, bo choć nasze wędrówki to nie jakieś Tybety czy Timbuktu i inne ekstrema, ale Beskidy czy Gorce, ale zawsze.
I w tym roku wybraliśmy się w samodwój z plecakami, choć plecak już po raz kolejny lżejszy (lessons learned !) . Tym razem po ostatnich błotno-deszczowych przygodach zabraliśmy solidne stuptuty, które…. Tym razem okazały się zupełnie niepotrzebne. I bądź tu mądry z ryzykiem… Bo, choć padało, a miejscami i waliło, prześlizgnęliśmy się miedzy gradobiciem rozwalającym szyby w autach na bielskiej Szyndzielni (tak, tak) i kolejnymi burzami. No, w tym roku po obejrzeniu migawek z Rytla, różne myśli się mogły pojawiać wędrowcowi, choćby takie, że pogoda to dzisiaj niezwykle ważne ryzyko i prywatnie i w biznesie. Dla odmiany w Italii będąc też wcześniej, dowiedzieliśmy się o 4 miesięcznej suszy i braku wody nawet dla mieszkańców w Rzymie. Nikt nie powie, że klimat się nie antagonizuje, cokolwiek jest tego przyczyną…
Z tym wyposażenie górskim to ciekawa sprawa, bo widać też jak na proste, a jakże dotkliwe ryzyka wpływ ma dzisiaj technologia. Choćby same górskie ubrania. Pamiętam jak za komuny wybrałem się z kolegą w Bieszczady w zdobytych z trudem wojskowych butach. Eh, kto pamięta te okropne kamasze. Nogi po kilku dniach miałem tak pochlastane, kurtki przemakalne, śpiwory wielkie, plecaki na aluminiowych, robiących dziury w swetrach stelażach z świętej pamięci, może i niestety, Polsportu….
A dzisiaj… Niebo i ziemia, membrany, wszystko lekkie, wytrzymałe, wygodne . I do tego ładne. No więc i tu ryzyko zmalało. Oczywiście jeżeli jesteśmy przygotowani. Z czym w Narodzie jak zawsze różnie. Zaiste uśmiech budzą pielgrzymki turystów w klapkach i sandałkach ciągnące dzieci po błotnistych i kamiennych szlakach.
Ale ta ludowa turystyka to w ogóle inny świat, od którego staramy się trzymać z daleka. Ramba – zamba, piwko, pizza, kiełbaska, baloniki na druciku i wielkie brzuchy opięte powstańczymi koszulkami. I oni mają być przygotowani? Wolne żarty!
A propos, polecamy nowe, a właściwie zrewitalizowne schronisko na Przysłopie pod Baranią Górą. Nowoczesny duch, super obsługa widać górscy profi, mimo że nie góralska chata (co już działa nam na nerwy, bo te wszystkie haty i chałupy to jakieś perły nowej Narodowej architektury jak Polska długa i szeroka). Na Przysłopie polecamy „śniadanie małe” albo i „duże” !
Idziemy dalej, no wiadomo, zabłądzić w górach risicare est…Mapy oczywiście są, ale dzisiaj widzimy, prawie każdy korzysta z aplikacji. Tu chyba Mapa Turystyczna bije rekordy popularności. Fajna i prosta rzecz, naprawdę się sprawdza. Można i próbować udawać, że technologii nie ma, ale jak zabłądzicie w lesie, w deszczu w mroku…no wtedy pomyślicie, że można było jednak zminimalizowąć ryzyko wcześniej…
Urazy, obtarcia, zmęczenie, brak wody, niedostatek energetycznego jedzenia, stare pradawne ryzyka zawsze się pojawią podobnie jak konflikty międzyludzkie, które łatwo mogą wyjść, szczególnie że środowisko jest trochę inne niż w mieście. A z drugiej strony i jakaś mobilizacja, poczucie, ze trzeba sobie dać radę, pokonać trudności i czasami niebezpieczeństwa , żeby w końcu dotrzeć z sukcesem do celu.
No, sama esencja zarządzania ryzykiem. Lekko żartobliwie zakończymy…Kto nie maszeruje ten ginie, gdy nie ma się gdzie cofnąć trzeba iść dalej, przetrwanie nie jest obowiązkowe, nie musisz zarządzać ryzykiem. W górach o ryzyku ….
W górach o ryzyku W górach o ryzyku W górach o ryzyku
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.