Katmandu, trzęsienie ziemi…
Katastrofy naturalne są… naturalne. To rzecz oczywista dla każdego, że na Matkę Naturę nie ma rady a stąd i często ryzyka katastroficzne są traktowane jako dopust z nieba więc i nie podlegające „de facto” zarządzaniu ryzykiem. Oczywiście nic bardziej błędnego, bo przecież wiatrem nie można zarządzać „przed” ale na pewno można „po”. A na pewno można budować odporność, czyli popularne na świecie resiliance. Katastrofy naturalne mają jeszcze jedną tą paskudną cechę, że dotykają nie pojedynczych zakładów ale całych społeczności, ba nawet społeczeństw. Dlatego zarządzanie katastrofami nie jest sprawą prywatną ale publiczną, rządową, samorządową, sprawą wszystkich.
To co zdarzyło i dzieje się w napalskim Katmandu pokazuje, że zagrożenie nawet jeżeli nie można go przewidzieć co do godziny (choć wiadomo że będzie bo to już któreś trzęsienie z rzędu) to na pewno można się przygotować. I zresztą nie jest to żadne odkrycie koła, bo w necie pełno jest materiałów i opracowań gotowych przez trzęsieniem.
Próbka dla zainteresowanych poniżej:
Wreszcie Katmandu jest przykładem, że samo tworzenie planów nie wystarczy, ciekawe stąd jak to będzie z szeroko rozgłoszonym u na zarządzaniem ryzykiem powodziowym. Ostatnio, na przykład ktoś mi relacjonował, że znajomi kupują tanio działkę budowlaną około stolicy, bo to co prawda tereny zalewowe, ale inni kupują… No właśnie, w przymiotniku „zalewowe” (mam nadzieję, że to nie przydawka 😉 tkwi problem, a co do skuteczności narodowych planów antypowodziowych dowiemy sie za jakiś czas, wcześniej lub później, ale na pewno (ps. jakby ktoś ciągle nie pamiętał, że ryzyko a niepewność, to nie to samo)…
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.