Redakcja Bloga podąża z dobrą nowiną zarządzania ryzykiem wzdłuż i w poprzek Polski i stąd wie doskonale, że ryzyko podróżowania po polskich drogach znacznie przewyższa ryzyko przejazdu między bazami NATO w afgańskiej prowincji Ghazni.
Choćby z raportów policyjnych wynika , że w jeden dobry, suchy weekend, na naszych drogach więcej jest trupów niż Killed -in Action w czasie całej misji naszego kontyngentu.
Żeby tego było mało właśnie media obiegła przerażająca ( dla Redakcji ) wiadomość, że pomimo trwającej drogowej jatki dodatkowo po raz pierwszy od kilku lat liczba za bitych na drogach wzrosła do 4114 nieszczęśników/czek (o 11 % w stosunku do 2010). Dodatkowo 130 osób zmarło w szpitalach w ciągu 30 dni. Łączna liczba wypadków wzrosła natomiast o 2, 5 % – do 39,4 tys.
Czy tym rosnącym ryzykiem wyjechania czy wyjścia z domu i bycia zabitym przez tego czy innego super-kierowcy, który jeździ szybko i bezpiecznie ( bo umie) , widzi przez przeszkody terenowe i zakręty ( sokole oko) i spycha zawalidrogów do rowu jadąc za nimi w odległości 30 cm z prędkością 120 km/h ( reakcja hamowania w 0,0000003 s jak u robota ) MOŻNA w ogóle zarządzać ?
Odpowiadamy zdecydowanie : NIE MOŻNA.
Zabijani na drogach współ-obywateli, jak choćby panoszących się pod szkołami dzieci to narodowa konieczność powodowana całkowicie obiektywnymi czynnikami, które można podsumować popularnym hasłem „JA jeżdże szybko ale bezpiecznie, gdyż jestem b.dobrym kierowcom” .
O przecenianiu własnych możliwości i tradycyjnych błędach przy podejmowaniu decyzji jak choćby wynikających z tzw. „efektu framingu„, o głupocie nie wspominając, napiszemy jeszcze przy innej okazji.
Tymczasem zauważamy, że rozpłaszczenie na asfalcie na osiedlowej drodze dziecka, babci czy innej łazęgi trzeba zaklasyfikować jako zdarzenie z gatunku czarnych łabędzi, a te jak wiadomo przewidzieć nie można. Trudno, muszą zginać. Inaczej trzeba by było zwolnić, a na to jak wiadomo nie ma czasu.
Frajera, gorszego od nas kierowcę ( ajakżebyinaczej ?) który stosuje się do przepisów ustanawianych przez nasze własne, opłacane z własnych podatków państwo należy ośmieszyć, zadymić z rury wydechowej i zostawić daleko w tyle. Jeżeli przypadkiem wpadł/a do rowu lub walnęła w drzewo, trudno, bo życie na drogach polskich jest brutalne.
A przecież przepisy, regulacje to nieodłączny element systemowego zarządzania ryzykiem.
Obserwacje Redakcji Bloga choćby z Szwecji , gdzie kierowcy suną karnie po autostradzie z prędkością 100 km muszą budzić narodowe politowanie . U nas to się nie sprawdzi bo w Polsce trzeba jeździć szybciej aby zdążyć. Gdzie, tego wciąż nie za bardzo wiadomo. Do kostnicy na pewno.
Biorąc pod uwagę tak nieodparte argumenty i dziejową konieczność, koszty gospodarcze związane z zakopywania co roku do ziemi tysięcy pociętych, zmiażdżonych i roztrzaskanych , dzieci, kobiet pieszych, staruszków , kierowców i innych współobywateli zdają się zupełnie nieważne. Nawet gdybyśmy skutecznie zarządzili tym ryzykiem masakry na drogach, to oszczędności z tego tytułu wyniosłyby raptem co najwyżej , jak szacują źródła 1,5 do 2, 5 % PKB , inni mówią o rocznych stratach z nie wytworzonego PKB i kosztach „pobocznych” do ca. 10 mld Euro rocznie .
Tym ryzykiem nie da się zarządzać.