Ponieważ zarządzanie ryzykiem dziedziną na wskroś praktyczną jest, przy porannej kawie w Redakcji Bloga Ryzykonomia chętnie podejmujemy kwestie metodologiczne.
Do redakcyjnej dyskusji w kontekście zarządzania ryzykiem skłonił nas ostatnio coraz częściej powtarzany, modny nieledwie, termin „ Kontrola zarządcza” . Szczególnie ważny to termin dla naszego sektora publicznego, który jak już kiedyś pisaliśmy, ryzykiem na całą potęgę zarządza, albo mówiąc między nami, zarządzać Ma.
Zarządzanie ryzykiem to oczywiście jeden z fundamentów kontroli zarządczej. Bez zarządzania ryzykiem ani kontroli ani zarządzania efektywnego nie ma .
Jakby się jednak dalej bliżej przyjrzeć choćby par. 68 ustawy o finansach publicznych, który właśnie zarządanie ryzykiem w JSFF wprowadza, to jest on mało jasno metodologicznie skonstruowany.
A brzmi on tak w pkt. 2 tak:
Celem kontroli zarządczej jest zapewnienie w szczególności:
1) zgodności działalności z przepisami prawa oraz procedurami wewnętrznymi;
2) skuteczności i efektywności działania;3) wiarygodności sprawozdań 4) ochrony zasobów;
5) przestrzegania i promowania zasad etycznego postępowania;6) efektywności i skuteczności przepływu informacji;7) zarządzania ryzykiem.
To ciekawe, bo my w Redakcji raczej odwrotnie i chyba jaśniej, byśmy podkreślili, że pkty 1-7 są
elementami a nie
celami kontroli zarządczej. Inaczej się naszym zdaniem, podejście komplajansowe, czyli zgodności z oczekiwaniami, o którym już
pisaliśmy niedawno, kreuje .
Ciekawe zresztą również, że w Przewodniku kontroli wewnętrznej” przez INTOSAI wyprodukowanym, na które się nasze standardy powołują , właśnie tak jak sugerujemy jest zapisane . Co ciekawe (jeszcze) tamże się interrelacje pomiędzy elemantami kontroli podkreśla . Jeszcze ciekawsze (uh) jest, że INTOSAI zarządzanie ryzykiem na pozycji drugiej zaraz za kontrolą wewnętrzną wymienia. Niby nic a znaczące, naszym zdaniem to jest.
I w ogóle rolę zarządzania ryzykiem w kontroli wewnętrznej się w tym dokumencie niezmiernie podkreśla. U nas się zarządzanie ryzykiem gdzieś na końcu na doklejkę dostawia może zbyt podejrzliwi w Redakcji Bloga jesteśmy…
Żeby tu jednak jeszcze dziegciu dosypać to i w INTOSAI o oszacowaniu ryzyka się mówi a potem i apetyt na ryzyko i reakcje nań doczepia. A i w rodzimych standardach kontroli zarządczej w JSFP w pkcie. B (tzw. standard B) obszar nas interesujący tytułuje jakoś dziwnie „cele i zarządzanie ryzykiem” jeszcze od tematu misji opowieść zaczynając. No tak , to prawda, ale jakieś to wszystko pomieszanie z poplątaniem, sami się zgubiliśmy w tej kwerendzie.
A przecież tak już się dzisiaj, jak choćby w INTOSAI o ryzyku nie mówi, bo oszacowanie ryzyka to jeden z elementów zarządzania ryzykiem , ale nie cały , a tak mamy w efekcie kolaż metodologiczny (my się w Redakcji i Internacjonalistycznej dyskusji też nie boimy jak widzisz Wytrwały Czytelniku)….
….no ale tu ciągle wiek dziecięcy zarządzania ryzykiem pokutuje: no bo w końcu matką jego kontrola wewnętrzna – jak choćby COSO – była i teraz zdaje się za bardzo nie chce ze swoich szponów wypuścić a przecież to dziecko już mocno samodzielne jest i powinno ze wszech miar rodzicom samodzielnie dobro czynić !
Na dzisiaj tyle skróconej relacji z dyskusji metodologicznej , z pewnością do niej wrócimy jeszcze, a na zakończenie, jeżeli ci jeszcze Czytelniku do przewag metodologii nie przekonaliśmy, krótką historyjka zaczerpnięta z książki jednego z ulubionych pisarzy Redakcji Bloga, nieżyjącego już od pewne czasu , niestety, Gilberta Keitha Chestertona . W ksiązce „ Heretycy” ( tłum J. Rydzewska, w-wa 2004, wyd apostolicum) GKC opisał taką oto historyjkę:
Zbiegowisko uliczne stojące pod latarnią zapytało przechodzącego średniowiecznego mnicha scholastyka, o jego zdanie na temat latarni. Mnich zaczął od fundamentalnie: „ Rozważmy drodzy bracia najpierw wartość światła. Jeżeli założymy, że jest ono dobre, to… ”
Dociekania mnich szybko wydają się zebranym nużące i w końcu niepotrzebne. Po chwili zgromadzeni przewracają latarnię .
Po wzajemnych gratulacjach , zaczyna się zastanawianie: jedni przewrócili latarnię bo była gazowa, a chcieli elektrycznej. Jeszcze inni woleli ciemność skrywającą ich niecne uczynki. Jeszcze inni uważali, że latarni była zła , inni że dobra, niektórzy chcieli zniszczyć cokolwiek. Skończyło się ogólną bijatyką w ciemnościach. Może więc rację miał mnich aby zacząć od dyskusji na temat określenia istoty światła. Teraz zebrani musieli dyskutowac w ciemnościach.
A przecież można to było to uczynić wcześniej w blasku latarni . ..
Czego sobie i wszystkim PT. Czytelnikom Redakcja Bloga niesutannie życzy.