Płaczemy
Ostatnio w Redakcji Bloga płaczemy. Już przy pierwszej poranej kawie, kiedy włączamy radio -płaczemy. Chlipiemy nad losem biednych pasażerów, wożonych wkrótce na manowce przez
nie-prze-eg-za-mi-nowanych taksówkarzy, płaczemy nad staruszkami wkrótce oszukanymi przez zderegulowanych notariuszy i pośredników. Nie przestajemy płakać objaśniani nerwowo w radiu, TV czy necie przez członka kolejnej korporacji o niedoli czytelnika opuszczającego bibliotekę z niewłaściwą lekturą czy niedobrze oprowadzonych po mieście, przez niezrzeszonych przewodników, turyście. Ech, miejmy przecież 300 czy 380 regulowanych zawodów, a nie jak w jakiejś tam, socjalistycznej Szwecji z 90. Wszystko to dla naszego dobra naturalnie.
Pomyślisz zapewne podejrzliwie Czytelniku, że Redakcja Ryzykonomii zazdrosna o multitysięczną klikalność różnych popularnych blogów o marketingu i PaRze, SEO, czy naszejracji-ichnieracji zdryfowała dzisiaj na obszary politycznych,nieprofesjonalnych nawalanek, które co prawdą rozgrzewają dyskusje, ale tradycyjnie nie przynoszą nic konkretnego.
Nic z tych rzecz….
Kwestie regulacyjno-deregulacyjne są ściśle związane z zarządzaniem ryzykiem, bo w istocie Regulacje to nic innego, tylko Risk Management na szczeblu krajowym i państwowym . Na „zachodzie” używa się wręcz wyrażenia risk regulation, a do tematyki regulowania stosuje się zgrubsza podobne narzędzia jak w przypadku „zwykłego” zarządzania ryzykiem.
Regulowanie to odpowiadanie przez Regulatora (zwykle Ustawodawcę) na różne prawdziwe, a także niestety, czysto wyimaginowane ryzyka – w celu ulepszenia życia maluczkich obywateli oczywiście. Regulowanie jest niezwykle popularne wczasach kryzysowych, bo wielu uważa, że kryzys spowodowany wadami jakoby rozbuchanego wolnego rynku ( ach gdzież on jest gdzież !?) i dlatego trzeba wszystko do-regulować i będzie git.
Wielu co trzeźwiejszych się dziś na świcie na szczęście zastanawia czy Regulacje, w takim zakresie, jakim są dzisiaj aplikowane, są dobre, potrzebne i przede wszystkim skutecznie (choćby Solvency czy Basle).
Inni się nad tym nie zastanawiają , bawią się nowymi iPodami, bo istotę Regulacji jako procesu zarządzania ryzykiem w ogóle mało rozumieją.
Tak czy inaczej, profesjonalnie decyzje regulacyjne należałoby podejmować, choćby stosując ERM-ową technologię. Najpierw powinna być identyfikacja ryzyk i ich analiza.
Tu konieczne byłoby określenie ryzyk inherentnych i rezydualnych i istniejących „controlsów”. Czy są w ogóle, jeżeli tak, czy przy ich aplikowaniu zastosowano
ALARP. Potem szłaby ocena ryzyk i wreszcie wybór wybór najlepszych możliwych środków zaradczych, o ile potrzebne.
Tak powstawałaby lepsza Regulacja. Póki co, mamy niby-to różne analizy przed-ustawowe nawet obowiązkowe – każdy kto czytał conieco te regulacyjne uzasadnienia może sprawdzić jak głębokie przemyślenia zawierają….
Oczywiście zarządzanie ryzykiem Regulacji rodzi samo w sobie masę ryzyk, choćby ryzyko niezgodności, non-compliance, o którym
już pisaliśmy i na pewno jeszcze nieraz napiszemy niebawem…..
……oczywiście o ryzyku przeregulowania nie wspominając.
Kończąc i nawiązując do tematu tej akurat regulacji-deregulacji, która nas do dzisiejszej regulacyjnej refleksji przywiodła , choć bardzo nam się kierunek podoba, czarno sukces na tym masywnie prze-zarządzanym polu widzimy, dudy w miech się obawiamy, i na darmo nad losem dopieszczonych już przez korporacje klientów płaczemy.