Ponieważ z prostej kalkulacji wychodziło Waszej Redakcji, że tekst ten powinien ukazać się w okolicy Świąt, stąd i myśl twórcza, żeby temat był i świąteczny, ale i w duchu tej rubryczki ryzykonomiczny. Tu zasępił się autor, bo już wcześniej brał Świętego Mikołaja „na tapetę” analizy ryzyka i powiedzieć trzeba, że prasa branżowa już tradycyjnie pełna jest pseudo biznesowych analiz Świętego z Laponii, w tym oceny jego wyimaginowanych ryzyk, to już nie jest nawet w przenośni dowcip z brodą. Ale nie wszystko jeszcze stracone, nie smuć się Czytelniku! Jest jeszcze nadzieja! Jest Rudolf Czerwononosy Renifer!
W tej nie ukrywajmy drugoplanowej, choć jakże ważnej świątecznej postaci, jak w soczewce ogniskują się szanse i zagrożenia, a więc i ryzyka związane z pożądanym przebiegiem najważniejszego dla wierzących i sieci sprzedaży czasu. Analiza przypadku Rudolfa Czerwononosego jest nawet większym wyzwaniem, niż wspomniane już ograne case study Mikołaja, o Dziadku Mrozie, znajdującego się pod nieustannie śledzoną przez analityków presją rynków walutowych i energetycznych nie mówiąc. Nie wspominamy także nawet, żeby nie narazić się feministkom, o mało jednak u nas znanej włoskiej wiedźmie Befanie, podobnie jak o holenderskim Sinterklassie, który z kolei mógłby skojarzyć się zabieganym rodzicom z zamkniętymi na cztery spusty w święta klasami.
W ogóle nie powinno nikogo dziwić, że w czasach „szybkiej informacji” wokół świątecznych postaci pojawiają się mniej lub bardziej ryzykowne skojarzenia choćby takie, że renifer to przecież zwierzę, więc czy nie powinniśmy go chronić? Czy on, aby na pewno ze swojej zaprzęgowej roli jest zadowolony? Gdzie tu miejsce na prawa pracownicze, czy to nie szeroko oprotestowana praca w Wigilię, czy może zupełnie nieuregulowany wolontariat?
Choćby brytyjscy obrońcy praw zwierząt z organizacji PETA właśnie głośno wołają, że problem pobratymców Rudolfa jest w święta lekceważony i oprotestowują wykorzystywanie żywych reniferów w brytyjskich galeriach handlowych. W odpowiedzi organizatorzy tych wątpliwie świątecznych eventów, w tym organizacja hodowców, która dostarcza niewolników-pracowników bronią się przed protestami….prosząc na Facebooku o nie-udostępnianie statusu obecnej lokalizacji wystawowych reniferów. Oczywiście, aby uniknąć protestów ekologów, dziwaczna trzeba to przyznać i jakże nieskuteczne PR-owa strategia..
Sprawa Rudolfów wykorzystywanych w handlu detalicznym i ryzyka z tym związane wcale nie są takie znowu błahe, jeżeli jeszcze dodać, że renifery nie tylko w święta pokazujemy, ale także ze smakiem konsumujemy! Tu kolejne case study znanej w całej Europie sieci zbierania naklejek na noże, której zarzucono w ubiegłym roku wspieranie „zjadania Rudolfa” przez rzucenie na świąteczne półki mrożonego mięsa reniferów. Zdaje się, że żadnym dramatycznym produkt recallem się to nie skończyło, bo podobno Rudolf Ryzykant jest dość delikatny i dobry w sosie, ale kto wie, co z marketingiem tego dania dalej będzie, bo przecież ruchy obrońców praw zwierząt rosną w siłę…i dobrze!. Bo jeżeli, jak każdy dorzeczny człowiek rozumiemy, że zwierzęta mówią prawdę w Wigilię to, co by nam mógł powiedzieć taki smażony Rudolf Renifer?
Skoro już zapędziliśmy się w ekologiczne rejony, to jeszcze ważny apel: nigdy nie kupujcie zwierząt (na święta) w prezencie! Pies, kot, świnka czy chomik to nie zabawka, choć zabawek po świętach do lasu przynajmniej się nie wyrzuca, a zwierzęta tysiącami tradycyjnie, jak pokazują statystyki, owszem. Biznes pseudo hodowlany też świetnie się kręci, zróbcie mu na Święta porządne ryzyko, solidny business interruption! Rudolf Ryzykant mówi: proszę!
Wracając do głównego nurtu naszej analizy, jak wspomniano w tezie artykułu, postać Rudolfa Nosoświecącego może być ważnym punktem odniesienie do szeroko rozumianej ryzykonomii, która przecież nie koncentruje się tylko na zagrożeniach. Dla utrwalenie zacytujmy standard ISO 31000: „zarządzanie ryzykiem to sposób na osiąganie celów reniferów (ups) organizacji”.
Skoro o osiąganiu celów, tej istocie pracy menadżera mowa, to jak na dłoni widać, że ścieżka kariery Rudolfa doskonale pokazuje typowe wzloty i upadki dzisiejszego sprzedażowca, lidera, kierownika zespołu. Weźmy wczesne „zahamowania” naszego bohatera, wyrażane w klasycznych wątpliwościach i niedocenianiu własnych przewag. „Jestem niedostatecznie dobry, moja specyfika (ten nos!) nie pasuje do team-u Mikołaja i jest niemile widziana w zaprzęgu”. „Nie dam rady!”
Rudolf jednak pod grubą reniferzą skórą czuje, ze posiada ukryte talenty, możliwości, które pomimo chwil zwątpienia, przysłowiowo „lewaruje” nieustannym treningiem. Choć na tym etapie kariery nie stać go jeszcze na popularny dzisiaj coaching, nie słucha Briana Tracy i nie buduje swojej marki w grupie logistyka na LinkedIn, podświadomie czuje że to, co jest powszechnie postrzegane, jako jego słaby punkt, jest tym co jednocześnie wyróżnia go na rynku. To właśnie wyśmiewany Czerwony Nos w odpowiedniej chwili ma stać się jednym z najważniejszych „brandów” wyróżniających nadchodzące rozdawanie prezentów.
Kiedy więc przychodzi chwila próby odważnie podejmuje ryzyko i …. osiąga sukces! No, risk, no fun! Kto nie ryzykuje, ten nie przewodzi! Czas na innowacje w zaprzęgu! Każdy musi przyznać, że trudno o bardziej motywującą, zrozumiałą dla każdego menadżera historię. Ho-ho-ho woła Rudolf Ryzykant !
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.