Skandynawskie ryzyka >>>
Pewien znajomy wrócił niedawno z samochodowej podróż po
Szwecji. Po tym rzekł: „Nigdy więcej” ! To znaczy, nie żeby „nigdy więcej” do
Szwecji bo kraj ładny, cywilizowany. „Nigdy więcej” tam nie pojedzie samochodem, drogi dobre, samochód dobry… tylko ten limit 110 na autostradzie, 90 dwupasmówka, wszyscy się wloką ani kilometr więcej, MA-SA-KRA !
No cóż, Szwecja i w ogóle kraje skandynawskie to
ucieleśnienie wielokrotnie przez nas podnoszonego problemu „kultury” ryzyka,
który objawia się chociażby w kulturalnym i dość wolnym ruchu drogowym, ale
choćby dlatego w Szwecji jest coś 550 śmierci rocznie nad drogach, podczas gdy u nas 5500 – choć
wcale ani ludzi ani samochodów nie ma tam 10 razy mniej
Nawiasem mówiąc, wokół Sopotu toczy się teraz ogólnopolska
dyskusja, bowiem na tamtejszej nadmorskiej cyklo-promenadzie ograniczono chyżość rowerzystów do 10 km na-ha a nawet, o zgrozo,
przymierzają się do ograniczenia szybkości wszystkiego w całym mieście do 30 km! Jest to obecnie głośno i
powszechnie oprotestowane na różnych forach bo wiadomo: wolno
to zaczniemy jeździć dopiero jak drogi będą dobre i zdejmą wszystkie fotoradary
, ale wcześniej to ani trochę oj nie itepe itede.
(Nawiasem mówiąc owa ścieżka rowerowa jest
nazywana przez znajomym rowerzystów drogą śmierci bo wypadków rowerowych jest
tam bez liku a biada dziecku czy innej ofierze, które wejdzie pod koła któremuś z trenujących tam do
olimpiady mistrzów kierownicy
Do Skandynawii wracając to skłonność do reagowania na ryzyko
tamtejszych tubylców jest na świecie powszechnie znana. Tradycyjnie objawia się to w bardzo wysoko
postawionej poprzeczce BHP. Np. w czasie wielkiej budowy
kolejo-drogowego mosto-tunelu przez morze Oresund łączącego Danię i Szwecję, kierownictwo projektu zadeklarowało „0” apetyt na
śmiertelne wypadki, co było związane choćby z szczegółowym przetrałowaniem
pewnych obszarów gdzie mogły się znajdować wojenne niewypały. Oczywiście deklarować łatwo- ale tu była zgoda na realne koszty !
Pewnie bogatym łatwo to czynić i wogóle specyficzny model gospodarczy tam panuje, który i u nas różni dobroczyńcy narodu chcieliby, wciąż bezskutecznie skopiować. Ale z drugiej strony stare prezysłowie mówi: „Dlaczegość biedny ? Boś głupi !”
ERM w Skandynawii jak potwierdzają różne źródła teoretyczne i nasze doświadczenia biznesowe, pada na żyzną glebę. Mieliśmy w biznesie sporo do czynienia z skandynawskimi partnerami, a choćby na ostatniej FERMIE
(tu pisaliśmy) reprezentacje skandynawskich risk manadżerów były bardzo silne. Tamże choćby przy przysłowiowej kiełbasce rozmawiałem z managerem szwedzkiego captiva czyli „specjalnej” firmy ubezpieczającej swoich założycieli (jakby TUW w uproszczeniu) założonego przez lokalne samorządy w celu obniżenia kosztów ubezpieczenia. Captivy w naszym samorządzie, wyobraźcie sobie ! Ileż to nowych stanowisk… żartuję, żartuję….
Silna skandynawska kultura ryzyka wynika i stąd, że kraje nordyckie są znane z bardzo wysokiej kultury technicznej, a tamtejsze przedsiębiorstwa mają często globalny zasięg: Nokia, Stena, Ikea, Volvo, Lego, Carlsberg, Scania, Alfa Laval, Ericsson, Maersk.
Również globalizacja jest już tradycyjna, od czasu kiedy Skandynawowie
przemierzali znany i nieznany świat na swoich drakkarach, choć tu akurat
wymiana bywała niehandlowa i mocno asymetryczna.
Z ostatniego pobytu w skandynawii przypomina mi się jeszcze, jak to w
każdej kolejce dostawałem numerek z kolejką do stania, bo jak zauważył
ironicznie jeden z moich towarzyszy podróży: „oni tu na wszystko mają maszynkę do
wystawiania numerków”. Po kolei , nie śpiesząc się.