Wielokrotnie już na tym forum poruszaliśmy tematykę ryzyka w kontekście „wojennym” i „armijnym”. Już w naszym bestsellerze „Zombie atakują” (zobacz tutaj) zamieściliśmy słynny tu i ówdzie wywiad z amerykańskim generałem, z którym rozmawiał jeden z wysłanników Działu Obronności redakcji naszego Portalu.
Nasze teksty znalazły się również w bibliografii przyszłych adeptów szkoły oficerskiej wojsk lądowych. A i nie zdziwiłoby nas zupełnie, gdyby były również w cichości i tajności studiowane były w najtajniejszych kazamatach West Point czy Gosudarstwiennej Szkoły Pancernych Tankistow im. tow. GG Kanareinki.
Bo przecież, jeżeli jest obszar ludzkiej aktywności, gdzie ryzyko jest w centrum zainteresowania, to na pewno ten związany z niechlubną, wojowniczą przywarą naszego gatunku.
Dość wąski poza „profesją” obronną i „bezpiecznikową” krąg osób zdaje sobie sprawę, że „armia” jako organizacja jest doskonałym przykładem dobrych i złych praktyk w zarządzaniu. Nie tylko ryzykiem. Każdy ciura obozowy na przykład wie, że wojny wygrywa się przez pełne żołądki i suche buty żołnierzy. Natomiast ta cała strzelanina i bohaterstwo jest w zasadzie na pokaz, dobra do oglądania w kinie pogryzając popcorn w zestawie kinomana.
Podobnie, jeżeli szukamy jakiś praktycznych wzorów przywództwa, „leadarshipu” to najlepiej poczytać biografie wodzów: Aleksandra, Napoleona, Rommla, Pattona.
Zamiast snuć teorie na LinkedIn, czy warsztatach coachingowych lepiej pochylić się nad żywotami wielkich mężów; tam znajdziemy odpowiedzi, co czyni z dowódcy i kierownika leadera i jakie umiejętności i cechy przydają się ludziom w obliczu ryzyka podejmowania decyzji.
A ponad wszystko, to w sytuacjach ekstremalnych, a to codzienność wojny, potwierdza się, że „jedynym sposobem na zrozumienie przywództwa, jest bycie przywódcą”.
Podobnie, jeżeli szukamy jakiś praktycznych wzorów przywództwa, „leadarshipu” to najlepiej poczytać biografie wodzów: Aleksandra, Napoleona, Rommla, Pattona.
Nie powtarzajcie jednak tej mądrości zbyt głośno, bo mógłby to być śmiertelny cios dla co znacznej części przemysłu coachingowego, bo zdaje się ta prosta reguła ogólnowojskowa pasuje doskonale także do rzeczywistości biznesowej.
W ogóle pomiędzy biznesem, a prowadzeniem dział zbrojnych jest wiele ciekawych paraleli, choć niekoniecznie chcemy zniszczyć przeciwnika na rynku, ale pokonać na pewno już tak.
W biznesie, tak jak na wojnie, kluczowe znaczenie odgrywa człowiek i najogólniej mówiąc to, co ma w głowie. A analiza tego zagadnienia przeżywa poważny renesans.
Przekonuje nas o tym lektura książki „Psychologa wojny, strach i odwaga na polu bitwy” (Leo Murray, wyd. RM) , którą zresztą polecił nam znajomy były wojak, saper i ekspert od zabezpieczeń imprez masowych i terroryzmu, Tomasz Goleniowski z EoD Tech. Tomasz gościł jakiś czas temu na tych łamach artykułem poświęconym arcyważnej problematyce Active Shooter (cz. 1 i 2).
Nawiasem mówiąc oboje jesteśmy zdania, że temat bezpieczeństwa (mimo oficjalnych deklaracji) jest u nas traktowany lekce. Biznes słabo rozumie wpływ ekstremalnych zdarzeń na organizację i swoją pozycję rynkową, temat na kolejną ryzykonomię…
W rozważaniach o psychologii wojny uderzają podobieństwa zachowań żołnierzy w obliczu ekstremalnych, wojennych sytuacji i tych spotykanych w „walce” rynkowej.
Ciekawe, że wojskowi o wiele wcześniej zainteresowali się psychologią walki niż biznes ekonomią behawioralną. Już antyczni wodzowie zdawali sobie sprawę jak ważne jest osobiste przywództwo, ton płynący z góry w obliczu ryzyka – własny przykład.
Podobnie rozumują analitycy psychologii wojskowej, bo jak czytamy w lekturze na wojnie z wrogiem aktywnie walczy może 10-15 % żołnierzy.
Podobnie jak w biznesowej rekrutacji, w analizowaniu kwestii psychologicznych na wojnie chodzi o uchwycenie cech idealnego żołnierza. Ah, gdybyż nasze zespoły zaludnić wyselekcjonowanymi sprzedawcami z tej części Pareto, która naprawdę sprzedaje i robi nam wynik! Marzenie. Sztuka wojny rynkowej !
Podobnie rozumują analitycy psychologii wojskowej, bo jak czytamy w lekturze na wojnie z wrogiem aktywnie walczy może 10-15 % żołnierzy. Co robią inni? Generalnie boją się i chowają się, uciekają gdy da się. Albo po prostu udają, że walczą.
Pewnie niejeden sfrustrowany menadżer sprzedaży ma podobne wrażenie. Oczywiście, na wojnie kluczowe znaczenie odgrywa strach, ale i takie typowe dla ekonomii behawioralnej kwestie jak stadność, owczy pęd, awersja do ryzyka, osobiste kalkulacje.
I tu kluczowa rola leadera- przywódcy, który w książce jest nawet gdzieś nazywany społecznym „dewiantem”. No bo w sumie bycie przywódcą, tak jak innowatorem jest dewiacją, czasami bardzo poważną. Nikt przecież normalny nie próbowałby wmówić normalnym ludziom, że da się latać na metalowych maszynach czy mieć bibliotekę w metalowym pudełku, albo obalić komunę.
I tu kluczowa rola leadera- przywódcy, który w książce jest nawet gdzieś nazywany społecznym „dewiantem”.
Przy okazji psychologiczno-wojennych analiz pojawia się również szokujący wątek kosztowy, a nikt nie powie, że koszty to nie jest kwestia biznesowa.
Na przykład z analiz z wojny w Afganistanie wynika, że do zabicia jednego taliba amerykańscy chłopcy wystrzeliwali średnio nawet 300 000 pocisków. Nie mówiąc o naszpikowanych elektroniką bombach wartości nowego Porsche za szt. zrzucanych na glinianie lepianki bronione przez porzuconą kozę.
Szaleństwa kosztowe nie są w końcu czymś wyjątkowym, bo i w biznesie się zdarzają, podobnie jak pyrrusowe zwycięstwa. Jak widzimy podobieństw ryzyk wojenno-biznesowych nigdy nie brakuje…Bo sztuka wojny i biznesu często wspólna jest…
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.