„Jest tylko cienka, czerwona linia między rozsądkiem a szaleństwem” głosi motto książki Jamesa Jonesa. Genialna książka i całkowicie beznadziejna jej ekranizacja, eh kto takie rzeczy dzisiaj jeszcze czyta. Polecamy gorąco.
Dziwnie ta „cienka” i „czerwona linia” przyszła nam na myśl, kiedy po raz kolejny zwróciliśmy uwagę osobie w kolejce za nami aby „stanęła za linią, po to jest naklejona”. No, już tacy naiwni w zasadzie nie jesteśmy i dawaliśmy sobie spokój z nadmierną ryzykonomią, szczególnie że notorycznie nas wyśmiewano i drwiono, że za dużo telewizji oglądamy i świata nie rozumiemy. O ile to ostatnie, to pewnie i prawda, jednak telewizji nie mamy w zasadzie, niestety.
Dużo się ostatnio mówi o „modelu szwedzkim”, jak to niby żadnych lockdownów tam nie było, każdy robił co chciał, co jest nieprawdą po prostu.
Bo zupełnie się nie mówi, że jak Szwedowi każą na linii stanąć to… na niej dokładnie stoi. Podobnie, gdy ograniczenie do 90 km/h na drodze się nakaże – to tyle Szwed jedzie. A gdyby jednak nie jechał, to pożałuje, co potwierdził znajomy po wycieczce samochodowej tamże. Zanudzić się przy tym można było, jego zdaniem na śmierć. Nie to, co na naszych drogach, wiadomo.
Stąd i wyjaśnienie tej arcyzagadki, dlaczego w 2019 roku na milion mieszkańców mieliśmy 77 zabitych w wypadkach drogowych, a Szwecja 22, czyli 3 razy mniej jak łatwo obliczyć. Fakt, że i Rumunia (96 zabitych) i Bułgaria (90) były od nas „lepsze”, ale 3-cie miejsce (od końca) jak w większości statystyk w EU27 (nie tylko drogowych, naprawdę) udało nam się utrzymać. Czy to mistyczna karma może, czy drogi krzywe, czy znaki nie pod tym kątem do stron świata postawione, jak sądzi wielu zapytanych kierowców?
Otóż jest tak dlatego, że nie umiemy stanąć na kresce (tak jak Szwedzi) kiedy trzeba i kiedy nam mądrzejsi, uczeni, eksperci, czy Konieczność radzą i nakazują. Na tym ów „model szwedzki” w walce z pandemią polega i o tym mogą przeczytać w źródłach, ci którym chce się przeczytać. Ale jak wiadomo czytanie takie popularne jak oglądanie YouTube dzisiaj nie jest.
Szerzej jest to nieumiejętność i niechęć do reguł wszelkich, bo dla duszy szwoleżerskiej niepotrzebne to i naiwne utrudnienia. Po co czytać instrukcje i procedury, myśleć i planować, gdy można od razu „robić” i „działać” bo, „jakoś to będzie”?
Niestety, tu niedobra wiadomość. Nadchodzi czas standardów, norm, regulacji i procedur. W współczesnym, skomplikowanym świecie jest to jedyna droga do poradzenie sobie z jego rosnącą złożonością i stąd płynącymi ryzykami. I trend ten ulega wzmocnieniu, gdyż kolejny nasz etap rozwoju to Czwarta Rewolucja Przemysłowa, ekspansja form Sztucznej Inteligencji opartej na algorytmach. A algorytmy są przecież niczym innym niż PROCEDURĄ działania.
Stąd, jak wskazują eksperci wdrażanie powszechnej automatyzacji będzie prowadziło do coraz większego upowszechniania się różnego rodzaju procedur, które mają uczynić nasze życie lepszym. Inna sprawa, czy tak będzie, ale i z innych przyczyn.
Istota działania algorytmów, które są „mózgami” maszyn wymaga w ogóle gruntowanego uporządkowania świata, wprowadzenia reguł, procedur, bo maszyna, która ma „mózg” cyfrowy jedynie te potrafi dostrzec i „zrozumieć”.
Przykładem są autonomiczne pojazdy, które (o zgrozo) nie będą przekraczały prędkości, łamały przepisów i ryzykowały, bo tego ich algorytm nie przewidzi. Ale może to dobrze i średnia zabitych nam spadnie i „model szwedzki zapanuje”?
Takie „oprocedurowanie” świata to oczywiście wielkie wyzwanie technologiczne i pewnie dlatego od razu nie nastąpi (tu uspokajamy rodzimych szwoleżerów) i linie ciągłe jeszcze przez parę lat będzie można przejeżdżać, a regulacje łamać. Bo przecież po to są.
Kiedyś, z rozwojem AI maszyny staną się bardziej elastyczne. Może i nauczą się nie stać na kresce. Ale wtedy zapewne przestaną się i różnić od ludzi. W końcu, jak zauważył Stanisław Lem w „Bajkach robotów”: czy myśli się metalem czy kisielem, cóż za różnica?
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.