Właśnie mieliśmy ujawnić dlaczego największe ryzyka na Mapie ryzyka są może , naszym zdaniem, zupełnie urojone, kiedy uwagę Redakcji Bloga przykuła 2 dniowa sensacja , którą był artykuł Prezesa PZU Klesyka w Wyborczej ( link do artykułu, ) gdzie ujawnił, że wiedza sprzedawana na rodzimych uczelniach ma, mówiąc oględnie, ograniczoną wartość na rynku pracy.
Zelektryzowani tą niesłychaną nowością postanowiliśmy i my zadać pytanie, który nas od dawna dręczy i stanowi tytuł dzisiejszego artykułu.
Jak jest, naszy skromnym zdaniem ?
Oczywiście są wyjątki i sami je znamy – jednak, niestety nieliczne. Sami uczymy na uczelniach zarządzania ryzykiem w firmie i sektorach publicznych , tu i ówdzie. Ale z nauczaniem ERM-u jako takiego ( a już mu przecież na świecie 18 rok idzie) jest bardzo słabo.
Nie twierdzimy, że różne aspekty zarządzania ryzykiem nie są wogóle nieobecne.
Choćby nurt zarządzania ryzykiem finansowym jest dobrze zapoznany i powszechnie nauczany. Uczy się więc studentów finansów hedgingów czy strategii zerokosztowych jakby mieli na Wall street czy w City
pracować, z rzeczywistością ich pracy jako sprzedawca hipotecznych w banku czy kontroler w dziale finansowym niewiele ma to jednak wspólnego. Jest zarządzanie ryzykiem, przy okazji stosunkowo u nas
popularnego Project managementu (co do wartości project managementowego podejścia do zarządzania
typu „wszystko w jednym” akurat rosnące wątpliwości mamy, o tym napiszemy jeszcze) jest zarządzanie ryzykiem przy nauczaniu audytu, zresztą jakoś-tak audytorzy na głównych ekspertów od zarządzania ryzykiem wyrastają. My przyznajmy, się aż tak na audycie nie znamy, znać nawet nie zamierzamy. (Ciekawą zresztą dyskusję na temat z zaprzyjaźnionymi audytorami odbyliśmy do czego też wrócimy jeszcze bo i na świecie trwa ciekawa dyskusja)
Są też niezwykle popularne u nas studia przeróżnych „bezpieczeństw” i zarządzania kryzysowego. Nie będziemy się tu przezornie na temat poziomu tego nauczania wypowiadać, choć już sama lektura programów wiele informacji przynosi . Dodatkowo, co ciekawe tam gdzie w programach znajdziemy fundamentalny w końcu komponenty zarządzania ryzykiem, to jest on zwykle traktowany po macoszemu i odfajkowywany w kilka godzinek.
Dlaczego Wogóle to przyznajemy , podobnie jak w polskich firmach, tak i na uczelniach, zdaje się, sporo o ryzyku i dosyć chętnie, się mówi, ale jak o literaturę ERM-u, standardy, źródła, bieżące dyskusje i problemy świar ERMu targające zapytać ……
Wygląda więc , że całościowego nauczania zarządzania ryzykiem ERM –u, tak jak ma to miejsce „na zachodzie” zupełnie brakuje. Nic dziwnego, że potem może z 2 % polskich firm zarządza ryzykiem, wdrożyło z prawdziwego zdarzenia systemy kontroli wewnętrznej, ładu korporacyjnego czy inne nowinki zarządzania. Zresztą jak badania pokazują w innowacjach w zarządzaniu jesteśmy tam, gdzie w innowacjach w ogóle – czyli na szarym końcu.
Ciekawy aspekt w dyskusji o edukacji się również pojawił, a mianowicie rola łańcucha edukacyjnego, w tym nauczania podstawowego. Od zawsze zresztą uważaliśmy , że dla budowy kultury zarządzania ryzykiem w narodzie nauczanie Jasia ma fundamentalne znaczenie. Obecnie nauczanie podstawowe to szkoła konformizmu, urawniłowki, podporządkowania i schematycznego myślenia. Tisze jediesz dalsze budiesz. Bądź grzeczny. Siedź cicho. I jak tu potem wychować risk menadżera ?