Redakcja Bloga Ryzykonomia tajniki zarządzania ryzykiem poznaje wyłącznie u najlepszych i stąd w ubiegły poniedziałek wzięliśmy udział w warsztacie Jamesa Lama zwanego pierwszym CRO czyli Chief Risk Officerem.
Warsztat odbył się w przededniu V Konferencji Stowarzyszenia
POLRISK, w którego Zarządzie „zasiada” nasz Naczelny, a o samej Konferencji POLRISK napiszemy na blogu, już za chwilę.
Już tradycją Polriskowych konferencji się staje, że światowego formatu risk manadżerowie przyjeżdząją i o ERM opowiadają w ubiegłym roku był to
Kevin Knight z Australii, jeden z twórców ISO 31000, o czym zresztą pisaliśmy naonczas.
James Lam to nowojorczyk z chińskimi korzeniami, risk management ćwiczy już 20 lat w najbardziej renomowanych korporacjach, jak to GE Capital, obecnie jako konsultant doradza na całym świecie. ERM-owi od samego początku adwokatuje, stąd tytuł I-ego CRO , również za te zasługi propagatorskie cieszy się powszechnym uznaniem, nasz człowiek, nie wahamy się powiedzieć.
James pióro ma sprawne, na Amazon.com jego książka „ Enterprise Risk Management from Incentives to Controls” jest w temacie zarządzania ryzykiem No. 1 bestsellerem, co jak wiadomo w Ameryce łatwe nie jest. Na Harvard Business School i gdzie indziej ERM wykłada, choć jak nam w kuluarach wyjawił studiów nawet, o zgrozo, nie skończył, czy to możliwe żeby bez papierka i stempelka ludzi uczyć i książki pisać zgniła ta Ameryka oj zgniła jest.
Warsztat Jamesa nosił tytuł „ Praktyczne i przynoszące wartość dodaną strategie w ERM”
(„Practical and value-added strategies in ERM) stąd i praktycznie było i – co tu dużo gadać – na bardziej niż rzeźbienie tabelek rejestrów ryzyka zaawansowanym poziomie.
Opowieść Jamesa koncentrowała się na perspektywie „menadżerskiej” i „zarządowej” ERM w firmie. Sam zresztą potwierdził, że obecnie głównie z zarządami firm gada choć wcześniej inna proporcja była i dyskusja na bardziej operacyjnym poziomie się odbywała. Ale to efekty dużo wyższej niż u nas „ogólnej” świadomości i potrzeby zarządzania ryzykiem.
Konsekwentnie dalsza opowieść Jamesa się wokół tematów zarządzania ryzykami strategicznymi toczyła bo jak wszystkie znaki na niebie i ziemi i różne menadżerskie surveye wskazują właśnie ryzyka strategiczne dla zarządów i rad nadzorczych najważniejsze obecnie są.
Ryzykami strategicznymi oczywiście nie dla zabawy ale dla zwiększenie wartości firmy należy zarządzać i skądinąd właśnie „added value” czyli wartość dodana ERM to klucz do przekonywania zarządów i rad nadzorczych, że ERM jest im w niepewnym świcie jak rybie woda i kani dżdż potrzebny.
Z tym przekonywaniem do zarządzania ryzykiem jest wogóle dość dla nas tajemnicza sprawa, temat to jakby ważniejszy niż sama istota zarządzania ryzykiem, nikt się choćby dla prowadzenia księgowości innych niż ustawowe uzasadnień nie domaga (o rożnych ISO i OSO nie wspominając) a przytomnie tu nasz kolega z New Yorku zauważył, że sprawozdania finansowe, które wszyscy kochają i analizują to w istocie dokumenty historyczne a domeną dobrego menadżera przyszłość jest.
Zresztą łatwo różne dowody empiryczne na korzyści z zarządzania ryzykiem przytoczyć, o ratingach S&P nawet nie wspominając jeżeli jednak ktoś w zarządzanie ryzykiem wciąż nie wierzy proponujemy dobrze się rowerem rozpędzić i bez kasku w słup walnąć, prosty to crash test, ale do zarządzania ryzykiem przekonywujący chyba skutecznie.
Trochę tu w poboczne przemyślenia odpływamy, a przecież warsztat dalej się toczył i jeszcze nam dalsza część relacji do zdania pozostała, dziś jednak jak Szecherezada temat przymykamy i na dalszą część opowieści o wizycie kol. Jamesa Lama w Warszawie, na następną noc zapraszamy….