Jakiś czas nie pisaliśmy o kontroli zarządczej (i
zarządzaniu ryzykiem) w sektorze publicznym, tylko biznes i biznes, ale w sumie czujemy się usprawiedliwieni,
bo mamy wrażenie, że temat w ogóle przycichł, bo chyba się nie skończył… na pewno nie nastąpił koniec kontroli zarządczej w JSFP?
No, na pewno nie choćby można spojrzeć aktywność kontrolną
naszego NIK-a w końcu dla nas przynajmniej najwyższy wyraz ogólnonarodowego audytowego assurance-a, jak to zupełnie niedawno ów
NIK ogłosił, Nasze Wojsko „jest przygotowane”, Jakby co, zostało to przykładnie sprawdzone w odpowiednim
zadaniu audytowym, czekamy teraz na stosowaną kontrolę u potencjalnych Najeźdźców. Oczywiście, jeżeli posługują się tymi samymi procedurami, wreszcie będziemy mieć konkretną odpowiedź, „co dalej” ? Tylko czy aby to nie za daleko idący rozwój assuranca…
No, więc ta działalność kotrolna natchnęła nas błogą myślą,
co do postępów zarządzania ryzykiem u naszych Publicznych, bo przecież, czym innym jesteś o Wojenko, Wojenko, jeżeli nie
zarządzaniem ryzykiem sensu stricto, przy czym zauważamy dla porządku, techniki postępowania z ryzykiem w tym „temacie” ograniczają się w istocie do pełnej redukcji i eliminacji no, bo
przecież, nie dajmy na to, do unikania. Choć i to trzeba zauważyć, że nasi przedwojenni władcy dużo deklarowali a jak co do czego przyszło to całkiem zgrabnie ryzyka uniknęli, żeby nie powiedzieć, że ryzyku śmignęli.
Koniec kontroli zarządczej JSFP…
Ale porzućmy te analizy przesłanek dzisiejszego naszego
zainteresowania Kontrola Zarządcza i zarządzaniem ryzykiem, bo też i od pewnego czasu się zastanawiamy czy coś się w temacie rzeczywiście dzieje i co się właściwie dzieje? Oczywiście od czasu do czasu migają nam na radarze kolejne „Oświadczenia
o stanie”, ale tak jakby z nich wynikało, i takie mamy obserwacje z różnych forów, na których występujemy czy też nauczamy, że temat jakby „jest”, ale trochę się „skończył”. No bo na przykład, co tu dalej robić z tym zarządzaniem ryzykiem skoro i Procedura jest i Rejestr ryzyka jest i może nawet jakieś spotkania „są”.
Tylko, zdaje się efektu niespecjalnie widać, a może tylko nam się w Redakcji bloga wydaje, że nie widać – a dla innych – widać.
Nawet w zainteresowaniu doskonaleniem się widzimy jakby
temat osiadł, może Uczestnicy uwierzyli że to, co im naopowiadali różni domorośli eksperci, to jest właśnie wszystko o zarządzaniu ryzykiem, a wierzcie mi, że nie wszystko, bo sami się nieustannie uczymy, choć, nieskromnie mówiąc sporo już wiemy uch, co za brutalne lokowanie produktu, ale przecież tu chodzi o dowód
logiczny…
Inna sprawa, mamy takie podejrzenie, że dla niektórych
Jednostek jedyny możliwy kolejny krok w zarządzaniu ryzykiem, takie sinqua non „doskonalenie” to zakup jakiegoś Programu, pewnie za niemałe pieniądze, choć stara zasad mówi najpierw działający proces, efekty, dojrzałość a potem, o ile system. Inaczej, choć to fajnie wygląda łatwo popaść w klikanie gotowców, tworzenie kolejnych raportów, o kosztach takich rozwiązań nie mówiąc.
A przecież powinno być „efektywnie, oszczędnie i terminowo”,
choć oczywiście mierzenie tej efektywności i podejmowanie działań to oczywiście odrębna sprawa. Więc może czasami rzeczywiście lepiej nie mierzyć, albo też mierzyć, ot tak sobie.
Do konieczności odczuwania pożądanego „ruchu” w temacie kontroli zarządczej (i zarządzania ryzykiem) wracając, to pomyślmy, że samozarządzanie ryzykiem powinno dotyczyć równo przeszłości, teraźniejszości i przyszłości i nie da się spocząć na laurach i nie doskonalić. No, więc doskonalcie się, bo jest w czym i Redakcja Bloga kontrolę zarządczą (i zarządzanie ryzykiem) bacznie obserwuje, tylko gdzież one, gdzież?
koniec kontroli zarządczej JSFP