Ludzie mądrzy uczą się na błędach własnych, sprytni na cudzych, a głupcy nie uczą się wcale. I nikt chyba nie ma wątpliwości, że trwające „covidowe” studium przypadku zostanie zaadaptowane we wszelkich kursach i szkołach biznesu i to na długo. Nie dziwi to skądinąd, bo obecna katastrofa (a jak inaczej TO nazwać) jak w soczewce powiększyła mocne i słabe strony społeczeństw i organizacji, małych i wielkich biznesów, państw i ludzkości w ogólności również.
Jednym wiatr historii rozwinął skrzydła, inni okazali się papierowymi tygrysami, a byli i tacy i tacy, po po trochu. Pandemia nie wygasa, a my uczymy się tańczyć z ryzykami.
Owa koncepcja „tańca” z pandemią pojawiła się już na samym jej początku w głośnym wtedy artykule opublikowanym na portalu Medium. Tamże francuski popularyzator nauki i biznesmen Tomas Pueyo zelektryzował opinię publiczną krzywymi przebiegu epidemii, rozkładami prawdopodobieństwa i teorią „ młota i tańca”, czyli zacieśniania i luzowania obostrzeń. A dzisiaj analizowanie „krzywych zachorowań”, „wskaźników replikacji” i „testów per milion” to prawie taka sama codzienność jak szacowanie ryzyka kursowego i porannych notowań „pary walutowej” CHF/PLN przez frankowiczów.
Trudno nie zauważyć, że najlepszym nauczycielem zarządzania ryzykiem jest samo ryzyko. Niestety.
Od przeszło roku ten taniec (i walenie młotem) odprawiają wszystkie rządy na świecie i nie da się też zauważyć, że jednym idzie to lepiej, a innym gorzej. Nie napiszemy tutaj, jak to wygląda w Polsce w porównaniu, bo nie uwierzylibyście, a liczby łatwo sprawdzić i szkoda, że taka niewielu to czyni.
Wracając do oceny skuteczności zarządzania ryzykiem tej katastrofy, to zdawałoby się na początku, że ranking zwycięzców i przegranych będzie łatwy do przewidzenia. Kraje rozwinięte, jak Europa Zachodnia, USA czy Wielka Brytania dobrze poradzą sobie z pandemią. U tych mniej rozwiniętych będzie gorzej, bo ani sił, ani środków i organizacja nie ta.
I otóż byliśmy w błędzie.
Trudno o lepszy przykład nie USA z jej sławnymi służbami zarządzania kryzysowego, organizacjami takimi jak FEMA czy CDC i wielką tradycją walki z katastrofami naturalnymi. Podobnie Wielka Brytania z rozwiniętą organizacją zarządzania ryzykiem i sprawną administracją, gdzie filutek Borys Johnson miał zrazu „luźne” podejście do wirusa, aż sam zachorował, co jego podejście diametralnie zmieniło.
Takich przykładów było więcej. Nad rodzimym „lodem do majtek” nie będziemy się znęcać, choć trudno nie wspomnieć, że istotą „zarządzania ryzykiem” jest ponoszenie odpowiedzialności przez właścicieli ryzyka. Bez tego także zarządzania ryzykiem nie ma.
Ale też nie brakuje „studium sukcesu” jak Tajwan, Wietnam, Korea Południowa i nawet na przykład Nigeria. O dziwo i na szczęście nie sprawdziły się do teraz hiobowe przewidywania dla krajów Trzeciego Świata, gdzie spodziewano się Armageddonu.
Przyczyn różnej odporności na pandemiczne ryzyko jest wiele (badacze już zakasali rękawy) w tym na czele oczywiście „leadership”, przywództwo. Nic to nowego i tyle już razy pisaliśmy o znaczeniu „tone at the top”, tonu płynącego z góry, że nam ’ obrzękły od tego prawice, jak przewidział poeta.
Efektywność zarządzania ryzykiem epidemii zmienia się też w czasie i to w obydwu kierunkach. Świetnym przykładem są Wielka Brytania i USA gdzie pandemia zebrała wielkie żniwo, ale obecnie są wzorem postępów szczepień. Polskę zaszeregowalibyśmy niestety po drugiej stronie do wygranych. Ale są i inne zależności.
W styczniu tego roku w renomowanym czasopiśmie naukowym „The Lancet Planetary Health” ukazał się artykuł, w którym poddano analizie, jak społeczny i organizacyjny „luz” (looseness) i „ścisłość” (tightness) w 57 badanych krajach całego świata przełożyły się na wskaźniki ilości zakażonych i śmiertelność na milion. I nie jest chyba zaskoczeniem, ale teraz udowodnionym statystycznie, że w krajach społecznego „luzu” ( to także na przykład Holandia, Francja czy Hiszpania) zakażeń i ofiar było nawet kilkakrotnie więcej niż tam, gdzie społeczeństwa ściśle i samoistnie stosują się do uzgodnionych norm i reguł społecznych (patrz Tajwan, Singapur). Odpowiednio, tam gdzie z biegiem pandemii zacieśniano reguły, od razu znajdywało to odbicie w pandemicznych statystykach. Taniec i młot.
Stąd i płyną liczne wnioski do zarządzania tymi i podobnymi katastrofami w przyszłości (o czwartej fali nie wspominając). Ale przecież kultura organizacyjna, w tym kultura zarządzania ryzykiem to nihil novi sub sole.
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.