I dziewczyny oczywiście też, bo przecież mamy równość, także w cyber ryzyku, gdzie współczesnym archetypem hackera stała się niedawno milenijna Elka Salander. Wreszcie, nie bez powodu wychodzą nam spod pióra te filmowo-powieściowe reminiscencje, bo mówiąc o cyberryzyku zbyt małą wciąż mówimy i rozumiemy, kto i dlaczego popełnia cyber czyny, nie zawsze przecież też cyberkryminalne. Co prawda pierwszy z brzegu zapytany, o jakich cyber przestępcach mowa, orzeknie zaraz „hackerzy” i utwierdzają nas w tej uproszczonej wizji cyber świata media i telewizyjni speakerzy, czytający bezmyślnie z prompterów przygotowane przez ghost writerów treści. Ale, już ktoś obeznany z tematem oburzy się usłyszawszy w dzienniku, że „hackerzy” zniszczyli czy ukradli dane, bo przecież tak postępują „crakerzy”, a prawdziwy haker swoją etykietę ma i przestępcą nie jest, choć po prawdzie czasami staje się nim lub od czasu do czasu, nim bywa.
Hackerami nie są również „script kidd-y”, najniższy organizm w świecie cyber czynów; to ktoś kto
kupuje lub inną drogą zdobywa gotowe skrypty, napisane przez innych programy umożliwiające mniej lub bardziej zaawansowane atakowanie systemów. Dla szpanu, dla nauki, albo nawet z nudów, po szkole. Analizując problem od strony jego „ludzkich” źródeł trzeba też pamiętać, że neofici cyberświata bardzo szybko się uczą i po opanowaniu coraz wyższych poziomów cyber wtajemniczeń niechybnie stają przed pokusami jasnych i ciemnych stronach cyber Mocy. Więc…
Zacznijmy od tych „lepszych” cyberczyńców, a przynajmniej tych, których motywację są czystsze, chociaż i tu nie do końca wiadomo. Mamy więc różnych hacktywistów walczących w cyberprzestrzeni ze złem tego świata, jak WikiLeaks czy Snowden, którego ucieczka przez siepaczami z FBI zagnała aż pod opiekuńcze skrzydła FSB. Są i Anonymousi, choć już tu próby zdefiniowanie kim są i czego chcą są mocno utrudnione. Dalej mamy klasycznych whistleblowerów ujawniających dane o przestępczych działaniach, jak dzielny pracownik znanego banku, który ujawnił informacje o „optymalizujących” się w Szwajcarii (między innymi polskich ) bogaczach zupełnie za darmo. Co prawda, jak donoszą media dopiero po tym gdy żaden rząd nie chciał wypłacić mu spodziewanej gotówki…
Mówiąc o ciemnych i jasnych stronach cybermocy trzeba więc być przygotowanym na to, że z natury rzeczy się one przenikają. O! Nie można też zapomnieć o motywach politycznych, bo cyber bronie już teraz zajęły pierwszorzędowe miejsca w światowych arsenałach. Przecież już starożytni teoretycy wojny podkreślali, że informacja ma kluczowe znaczenie dla ostatecznego zwycięstwa, więc szpiegują się i włamują dokładnie wszyscy naokoło. Nawet polskie służby rozpisują przetargi publiczne na wytworzenie wirusów, a cyber świat obiega niedawno informacja, jak to włamano się do znanej stajni koi trojańskich Hacking Team z Milanu. Tamże nasze centralne antykorupcyjne kupowało cyber rumaki za ca. 250 tysięcy euro, co można podobno prześledzić na ujawnionych w necie przez niezidentyfikowanych hakerów-hakerów fakturach.
Mamy więc dzisiaj cyber armie i to dosłownie, jak na przykład Syryjska Armia Elektroniczna wspierająca tamtejszego dyktatora, która ma na koncie ataki na czołowe światowe media, a nawet podobno dlaczegoś na FIFA. Jest znana na świecie Koreańska Cyber Armia, walcząca pod sztandarami Wielkiego Wodza, Programisty i Najukochańszego Hackera. Ta z kolei odnotowuje kilka sławnych nacięć na klawiaturach, jak to Sony Pictures w zemście za wyprodukowanie parodii na temat Wielkiego Brata. A całe Hollywood zadrżało z podziwu na wieść, jaką gigantyczną i darmową reklamę zgotowały kolejnemu „dziełku” krainy snów północnokoreańskie cyberkompanie uderzeniowe.
Oczywiście sprawiedliwszy świat i toczone o niego brutalne polityczne walki to jedno, a konkretny pieniądz (także robiący karierę w wirtualnym świecie bitcoin), to drugie. Kwitnie więc „uczciwa” cyberprzestępczość o tyle, że tu nikt nie ma złudzeń, o co chodzi. Mamy więc i cyber freelancerów którzy realizują swoje cyberzdobycze indywidualnie albo wystawiają na cyber kryminalny rynek, który istnieje i kwitnie.
Może tysiąc skradzionych numerów kart kredytowych z PIN codami? Proszę bardzo! Kto da więcej? A może paczuszkę danych osobowych skradzionych w Ameryce (lub gdzie indziej), tylko „n” dolarów za jedną, dostawa natychmiastowa, najświeższy towar! Są pakiety usługowe! Na przykład 1 godzinny DDoS (atak „zapychający” serwery ofiary), a może 1 tygodniowy, ceny już od 30 dolarów!
Nic więc dziwnego, że przy tak wielkim rynku cyber towarowo – usługowym nie może również zabraknąć zorganizowanych cybergangów i cyberband. Tu prym wiodą nasi sąsiedzi ze wschodu i dalej, których… póki co w tym felietonie nie będziemy analizowali, a w każdym razie przed jego ukazaniem się w starym, bezpiecznym druku, którego póki co, choć nigdy nie wiadomo, zhakować się nie da.
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.