Narciarska Ryzyko Mania czyli lessons learned.
Białe szaleństwo ryzykowne jest…no, to chyba oczywiste, co oczywiście żadnego z wielbicieli od stoku nie odciąga, i dobrze….
Taka historia….
Na chopokowym stoku pomagamy Bratu-Słowakowi, chyba uszkodzona kość podudzia, paskudna sprawa. Stajemy obok innego pomocnika z Polski (Słowacy przejeżdżają!). Chwilę walczymy z dodzwonieniem się na ichnich ratowników. Od razu wychodzi, że numery zamieszczone na mapce stoku, które wozimy w plecaku to niekoniecznie te właściwe, zapamiętany się nie sprawdza chyba czeski nomen omen błąd, nie zapisaliśmy, kurczę błąd! Wreszcie dodzwaniamy się, rozmawia poszkodowany, bo może, uff, podobno już wysyłają ratowników, w końcu nie jest daleko….
Robimy, co możemy, gość próbuje się poruszać z pozycji bocznej, chyba nie za dobrze, ale podtrzymujemy jak możemy, gadamy, wiadomo ważne jak w filmach wojennych, żeby był kontakt, nie idź w tę stronę, dalej czekamy, gość mówi żeby jechać zostajemy, szkoda go chyba doświadczony narciarz jakiś młodziak zajechał drogę i pojechał, stok cały czas pełen pędzących narciarzy, jadą na pałę wiadomo niebieski stok, najgorzej, oczywiście narty, kijki postawiliśmy skrzyżowane, na grupę zawsze trudniej najechać. Czekamy.
Zimno, znowu plujemy sobie w brodę, mieliśmy wziąć koc-folię ratowniczą, wozimy w aucie. Koniecznie polecamy. Także młotek do rozbijania szyby, nóż do przecinania pasów, maniak prawdziwy. Folii nie mogliśmy znaleźć w pośpiechu wyjazdu, pewnie się nie przyda i tak uważają szalony Ryzyko Maniak a teraz bardzo by się właśnie przydała, srebrną stroną do ciała, cholernie musi ten śnieg wyziębiać, cholera dowód Ryzykonomii, lessons learned again…No młotka nie żałujemy oczywiście w góry nie bierzemy choć niektórym narciarzom chciałoby się puknąć w pusty łeb.
Teraz pojawia się jakiś lokalny narciarz, znowu dzwonimy z nim, no podobno już na pewno jadą, o co kurde chodzi, jednak decydujemy zostawić się gościa pod opieką już trzech osób, jest bezpieczny nic więcej nie zrobimy, my musimy gonić naszych nieletnich, odpowiadamy na pytanie leżącego Słowaka: Jerzy, odjeżdżamy, za chwilę zamkną wyciągi.
Cholera teraz wychodzi oddaliśmy telefon, one-hundred-years-storm, kolejna godzina nerwówki i gonienia się po zamykanych stokach, ciemnieje pod górę znowu jakieś skutery na sygnale jadą, stoki oblodzone w tym roku jak cholera. W końcu z pożyczonego telefonu dodzwaniamy się, czekają na przystanku skibusa na zupełnie innej stacji. Uff…..
Lessons learned… znowu cholera wychodzi igła z worka, bądź przygotowany, na stoku, na ulicy, w biznesie, w domu, ryzyko nie śpi, nie przejmuj się, że uważają cię za lekko szalonego Ryzyko Maniaka…
Taka historia….
[wysija_form id=”1″]
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.