Zawsze nas uderza, że wobec zarządzania ryzykiem stawia się
wymagania znacznie wyższe niż w stosunku do innych systemów czy „elementów” zarządzania, a przede wszystkim wymaga się nieustannego udowodniania, że „ma sens”, czy „coś daje” (i w ogóle, że nie jest wielbłądem) . No bo wiadomo: „banki
to miały i co z tego wyszło, hehe” (itede).
Dziwne to podejście, bo jakoś nikt się nie zauważa, że niejedna
bankrutująca firma miała i zarządzanie jakością, i karty wyników i modny CSR i extra księgowość i gromady prawników i audytorów, a naprawdę trudno jest znaleźć dyskusję pt. „Czy te funkcje są potrzebne w firmie i dobrze działają ?” Ta „pobłażliwość” w krytyce dotyczy nawet dziedzin będących w istocie formami czy przypadkami zarządzania ryzykiem, jak choćby obecne w każdej gminie i powiecie zarządzania kryzysowe czy robiące w rodzimej edukacji zawrotną, a niedgadnioną dla nas (o ile chodzi o przesłanki) karierę zarządzanie różnymi „bezpieczeństwami”.
Pytanie „po co to ?” stawia natomiast prawie każdy, kto styka się z ideą risk
manadżmentu.
W ogóle to mamy wrażenie, oczekuje się, że zarządzanie ryzykiem
powinno (jeżeli jest w organizacji) zawsze funkcjonować„samo z siebie” w 100 % i to niezależnie czy w ogóle dobrze je
wdrożono i prowadzono zgodnie z zasadami risk manadżmentowej sztuki.
Mało kto zauważa, że różni bankruci lekceważyli podstawowe kanony
zarządzania ryzykiem, i że jest wiele instytucji finansowych i nie tylko, które
sobie z kryzysem doskonale poradziło (vide banki kanadyjskie). Kwitnących korporacji innego niż finansowe
typu również nie brakuje i tak się najwyraźniej składa, że wielka część z nich
docenia i angażuje się w korporacyjne zarządzanie
ryzykiem. Dlaczegoś…
My osobiście w redakcji Ryzykonomii nigdy nie mieliśmy
wątpliwości, że zarządzanie ryzykiem ma sens, podobnie jak założenie hełmu chroni rowerzystę przed walnięciem łbem o beton, czy gaśnica pomaga w ugaszeniu pożaru. A określenie ryzyka budowy nietypowego mostu, zmniejsza ryzyko, że jego
budowa, rozbiórka i budowa nowego potrwa 25 lat z kawałkiem. Truizm.
Ale teraz mamy kolejny, twardy dowód na celowość zarządzania
ryzykiem. Trzymajcie się niedowiarkowie (i –wiarki) !
Otóż AoN Global Risk Solution wspólnie z renomowanym Wharton Uni publikuje właśnie rezultaty swojego globalnego researchu pt. „ 2013 Gobal Risk Maturity Raport”. W badaniu tym
zeskrinowano coś 200 spółek giełdowych na całym świecie w zakresie tak zwanej dojrzałości systemów zarządzania ryzykiem.
Ocena dojrzałości zarządzania ryzykiem to frapujący i ważny
temat, wrócimy do niego jeszcze, bo różne są tu sposoby, AoN z Whartonem proponują swój model, którego założenia opisują w swoim Raporcie. Raport można znaleźć pod adresem podanym poniżej, a dwa najważniejsze, statystyczno-korelacyjne dowody na korzyści z zarządzania ryzykiem, które z niego wynikają są następujące:
W analizowanym okresie grupa firm o najwyższym stopniu dojrzałości / zaawansowania zarządzania ryzykiem wykazała się o 50 % NIŻSZĄ zmiennością cen akcji niż pozostali
Druga ważna obserwa modelu oceny dojrzałości mowa jest o Maturity Risk Rating) tym WYŻSZY zwrot z walorów spółki.
Źródło: http://www.aon.com/rmi/
Oczywiście okres badania jest stosunkowo krótki (2010-2012)
ale badacze deklarują kontynuowanie analizy i walidowania modelu. Dodajmy, że projekt ma charakter otwarty i każda firma,
także polska może się przebadać pod podanym adresem, o ile oczywiście jakiekolwiek zarządzaniem ryzykiem ma, i określić swój stopień dojrzałości. A póki co: Mamy Dowód !
oto dowód oto dowód oto dowód
oto dowód