Jakiś czas temu, zdaje się w listopadzie ub.ro. wspominaliśmy, że na zamówienie naszych alma mater Naczelny Bloga przygotował artykuł na makro-ryzykonomiczny temat i jakiś czas temu się on ukazał jako mała część większej książki.
Przy okazji tych naukowych wycieczek Naczelnego w temacie zarządzania ryzykiem to zawsze się uśmiechamy w duchu, kiedy mruczy, że od czasu do czasu sugeruje się mu, że jest „teoretykami” (kiedy ma do czynienia z „praktykami”) i vice versa „praktykiem” (mając do czynienia z przysięgłymi „teoretykami”).
Rozumiemy, że to zamieszanie pojawia się czasami od lektury przedrostka „dr” przed nazwiskiem, który to (przedrostek, nie nazwisko) Naczelny Bloga posiadł onegdaj niemałym wysiłkiem w szalonym zrywie rozjaśnienia swojej przyszłości.
Zauważamy tylko, że jak zauważył kiedyś Chesterton „praktyk to ktoś, kto zna pewien wycinek problemu, a teoretyk to ktoś, kto wie coś o całości” ergo do małej awarii samolotu wezwiecie doświadczonego technika, jak wam maszyna siądzie na amen proście konstruktora.
No, nie protestujcie wiadomo też, jak to u nas często wygląda, ale zasada zasadniczo jest zasadna, a jak do tego dodać jeszcze, ca. 22 lata Naczelnego w biznesowej orce, to chyba mamy i praktyka i teoretyka, aż nadto.
No ale wracając do właśnie ukazałego się artykułu to zaczyna się on tak, jak u Hitchcocka od wystrzału z dubeltówki:
Żyjemy w społeczeństwie ryzyka. Ta chwytliwa, łatwo zdobywająca popularność, ale i bogata w znaczenia teza postawiona przez niemieckiego socjologa i filozofa Ulricha
Becka nabrała wagi w czasach nieustającego kryzysu, który objął
światową gospodarkę. Idea „risk society” pretenduje dzisiaj do roli nowego paradygmatu,który wskazuje, że ryzyko staje się immanentnym towarzyszem wszystkich obszarów aktywności ludzkiej, a dystrybucja ryzyka zastępuje dystrybucję bogactwa.
W ten sposób ryzyko staje się kluczowym czynnikiem makro- i mikroekonomicznym tworzenia dobrobytu. Zależność ta uwidacznia się nie tylko w sferze dobrobytu
ekonomicznego, którego „tradycyjnym” elementem jest gospodarowanie ograniczonymi zasobami, co zawsze wiąże się z ryzykiem, ale także w społecznym wymiarze dobrobytu, w ludzkich postawach, zachowaniu, w kulturze, w polityce. Dalej idzie 16 stron…
A podsumowanie jest takie, jednoznaczne i kulturalne:Niezwykle istotnym aspektem „refleksyjności” społeczeństwa dobrobytu na
zjawisko ryzyka jest rosnący konsensus, co do konieczności budowania odporności systemu społeczno-gospodarczego na zagrożenia, który przejawia się w propagowaniu tak zwanej „kultury” zarządzania ryzykiem. Kultura zarządzania ryzykiem jest stosunkowo nowym pojęciem, które wskazuje na konieczność budowania świadomości istnienia i różnorodności ryzyka, jego wpływu na życie gospodarcze i ekonomiczne.
Istotnym elementem budowania tej „kultury” jest edukacja o ryzyku na wszystkich poziomach kształcenia, popularyzowanie wiedzy o zarządzaniu ryzykiem, praktyczne przygotowywanie społeczeństwa na występowanie katastrof naturalnych itd.
Pojęcie kultury zarządzanie ryzykiem jest odpowiedzią na pytania o nieefektywność dostępnych współcześnie środków reagowania na ryzyko. Bez względu na to jak rozbudowane metody modelowania matematycznego ryzyka, czy wyszukane systemy ostrzegania
przed zagrożeniami stosują organizacje, zwykle to „czynnik ludzki” ma kluczowe znaczenie dla powodzenia wysiłków podejmowanych w reakcji na ryzyko.
Kultura zarządzania ryzkiem staje się nieodłącznym elementem społeczeństwa ryzyka, w którym człowiek jest zarówno podmiotem oddziaływania ryzyka, jak i jego
źródłem.
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.