Reputacja pozycjonowana być może, bo takie mamy czasy, że dzisiaj niejeden dyrektor międzynarodowej korporacji bardziej się zamartwia „czarnym piarem” w necie , niż dajmy na to spadkiem sprzedaży, czy odejściem 10 kluczowych pracowników. A propos mała zasłyszana złośliwość: „nie ma takiego eksperta, którego zarząd nie byłby w stanie zastąpić dowolną liczbą pracowników czasowych”.
No więc, o ile ryzyka reputacyjne budzą powszechną grozę u menadżerów dużych i małych, to praktyka uczy, że zrozumienie natury tego rodzaju zagrożeń jest wciąż w biurach zarządów niedostateczne. Na przykład, jak się wydaje menadżerom trudno zrozumieć, że materializacja zagrożeń reputacyjnych wcale nie musi być obiektywnie uzasadniona, bo wystarczy, że jest uzasadniona subiektywnie. Czyli komuś-gdzieś tylko się wydaje, że sprawy mają się nie tak, jak powinny, związek zaś takiego osądu z rzeczywistością może być luźny, a nawet dowolny.
Tym oceniającym są dziś zwykle media i różni „liderzy opinii”; bloggerzy, vlogerzy, fora internetowe i inne dziwadła, które mogą bardzo skutecznie zatruć życie naszej firmy i o najwyższa zgrozo, wpływać nawet na nasz rachunek wyników. Żeby zrozumieć, że związek „prawdy materialnej” (używając języka prawniczego), z „prawdą medialną” może być dowolny trzeba wiedzieć, że współczesne media prowadzą dzisiaj najbardziej brutalną walkę o przetrwanie „ever”, rządzi widownia, jednym kliknięciem zmieniający w sekundę swoje preferencje. Widownią zaś rządzi google i pozycjonowanie, wszechmocne SEO (search engine optimization), czyli optymalizacje tekstów pod kątem jak najwyższej pozycji w wyszukiwarkach internetowych. To dzisiaj cała nauka, zakryta dla nieświadomych szaraczków, w której trenowani są internetowi dziennikarze i bloggerzy. W olbrzymim skrócie, w SEO rządzą tak zwane słowa kluczowe, najlepiej o jak największej sile rażenia, powtarzane z odpowiednią częstotliwością i w odpowiedni, pożądany przez wyszukiwarki sposób.
Nagrodą jest wysoka pozycja w wyszukiwarce, co daje upragnioną odpowiednią czytalność i przekłada się na odpowiednie wpływy z reklam czy w płatne subskrypcje. Nie dziwmy się więc, że są i profesjonalne programy, które sprawdzają teksty pod względem ich „pozycjonowalności”, potencjalnej dostrzegalności przez kilkusekundowego czytelnika, który (mamy nadzieję) wróci do nas zwabiony stosownym słowem kluczowym i odpowiednio wielkimi nagłówkami, reputacja pozycjonowana być może.
Jak już Czytelnik zgaduje, kwestie merytoryczne schodzą na coraz dalszy plan i już nie tylko forma ale i treść zaczyna być podporządkowana tajemniczemu SEO, o którym jeszcze XX wieczny dziennikarza nie miał zapewne, i na szczęście, najmniejszego pojęcia. Reputacja pozycjonowna? Kto by wpadł na taki pomysł!
Oczywiście, nie oczekujemy od kilku-sekundowych mediów specjalnego artyzmu, ale staje się też rzeczą oczywistą, że w pogoni za wysoką pozycją newsów, prawda ekranu staje się prawda czasu, przynajmniej zanim nie zastąpi jej prawda kolejna.
To zapewne dość pesymistyczny obraz, nie wspominamy tu nawet o mediach społecznościowych, bo są tu ostatnio arcyciekawe badania, które pokazują, jakie ogłupienie niosą one Czytelnikom, o tym jeszcze mamy nadzieję wspomnieć na blogu.
Nie są to wcale jakieś filozoficzne rozważania nad marnością świata, bo każdy zdaje sobie sprawę, jaki wpływ mają dzisiaj media na świat biznesu biznes. Choćby ubezpieczeniowych mogą się tylko cieszyć, że podobnie jak bracia w finansach bankowcy nie są wzywani póki co na dywaniki, to na przykład ciekawe jest, jaki rozgłos uzyskał ostatnio „żarcik” na temat twardych serc bankowych prezesów. I ta informacja zdaje się osiągnęła wysokie wyniki pozycjonowania, choć wciąż niepotwierdzona co najmniej z medycznego punktu widzenia; na pewno nie przysporzyła dobrej prasy niezbyt chyba lubianemu przez media sektorowi finansowemu.
Oczywiście nie występujemy tu w obronie tych, czy innych bankowych posunięć, ale też od razu zauważamy, w nawiązaniu do tematu, że już kiedyś prezesi EIOPA skarżyli się publicznie, że są nagminnie kojarzeni z problemami sektora bankowego, choć pomijając pewne wyjątki, trudno byłoby wskazać ubezpieczycieli, jako winnych głośnych finansowych skandali.
To oczywiście tylko ogólniejsza konstatacja, bo przechodząc już na stricte ubezpieczeniowe podwórko, to i tu reputacja chadza swoimi ścieżkami i każdy menadżer musi być wiadomy, bardzo dowolnymi. Klasycznym przykładem wielowarstwowych „triggerów” zagrożeń dla reputacji są cyberryzyka, bo jak wiadomo w finansach, także ubezpieczeniowych, najważniejsza jest informacja, i kiedy zostaje zniszczona lub skradziona, mało kto wie, co się z nią dalej dzieje, wielu jest niezadowolonych, a pole dla spekulacji medialnych olbrzymie.
Oczywiście nie jest tak, że ryzyko reputacyjne wymyka się jakiejkolwiek analizie. Analizować i zarządzać reputacją można i trzeba. Choćby renomowany brytyjski AIRMIC, powszechnie słuchane stowarzyszenie zarządzania ryzykiem proponuje w swoim niezwykle ciekawym przewodniku „Definiowanie ryzyka reputacyjnego 2015. Przewodnik dla menadżerów ryzyka” analizę zagrożeń w siedmiu kategoriach. Pierwsza to ryzyko reputacyjne w obszarze produktów i usług, kolejna to innowacje, następne środowiska pracy, governance, otoczenie społeczne, przywództwo, i wreszcie efektywności.
[sociallocker id=3307]
Nie wchodząc w szczegóły tej propozycji analizy lektury której zachęcamy trzeba wierzyć, że każdy pogłębiona ocena pozwoli nam lepiej zrozumieć, jakie są źródła zagrożeń reputacji, prawdziwe czy zmyślone, a co za tym idzie będziemy w stanie odpowiednio na nie zareagować.
W końcu zaś, wzrost zagrożeń reputacyjnych, to doskonałe pole do innowacji w ochronie ubezpieczeniowej, możliwość sprzedaży nowych produktów i nowe przychody. I to jest ta dobra wiadomość na dzisiaj, mamy nadzieję wysoko wypozycjonowana.
reputacja pozycjonowana
[/sociallocker]
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.