I dalej można argumentować, że to nie przypadek, a wskazówka siły wyższej, przy czym dosłowne zalanie to jedna z klasycznych i (a jakże) rosnących pod względem skutków katastrof. Bo pomimo, że do końca 2015 roku zostało trochę czasu, już teraz widać wyraźnie, że w 2016 zaleje nas powódź nowych i zmieniających się jak kameleon już zapoznanych ryzyk.
Nie darujmy sobie w tym miejscu złośliwej uwagi, że Francis Fukuyama, który pewnie zbił małą fortunkę na tantiemach z głoszenia „końca historii” skrywa się zapewne ze wstydu w najciemniejszych chaszczach Amazonii, a jego historyczna pomyłka pokazuje przy okazji, jakie ryzyko wiążą się z pretendowaniem do roli dziejowego proroka. Dzisiaj to między innymi ryzyka polityczne, w pełni historycznie umocowane, jak szybkobieżne windy zdobywają coraz wyższe miejsca w rankingach zagrożeń. Na przykład w ostatnim ogólnoeuropejskim survey-u europejskiego zrzeszenia risk menadżerów FERMA to zagrożenia polityczne zajmowały 1 miejsce, a w najświeższym rankingu AoN-u, o wiele mówiącym skądinąd tytule „Niedoceniane ryzyka” zajmują już miejsce 6-te i wciąż rosnące. Zresztą analizy różnych think tanków potwierdzają to, co widać przecież gołym okiem: świat wszedł w nowy, nieznany obszar niestabilności. Wystarczy wspomnieć niepowodzenia „arabskiej wiosny” , które zdestabilizowały obszary Bliskiego Wschodu, tak kluczowego dla świata regionu. Potem wykreowały nowego gwiazdora światowego terroryzmu, ale i wielu kolejnych chętnych, które marzą o krwawym zaistnieniu w światowych mediach.
Mający podobne źródła kryzys emigracyjny, zresztą wielowątkowo związany z powyższym, niby-taki czarny łabędź, ale przecież wielokrotnie przewidywany przez ekspertów, tylko jaskrawo unaocznia jak ryzyko transferuje się po naszej globalnej wiosce (choć cisną się na usta inne określenia) i łomoce do spokojnego europejskiego zakątka. A idzie zima, milion ludzi czeka na nowy, lepszy świat, tu nie trzeba być jasnowidzem, jakie zagrożenia szykują się tylko z tego tytułu dla Europy w nadchodzącym roku i latach… A przecież Unia Europejska i tak drży w posadach, rozsadzana od środka przez brutalną walkę interesów, mocno niepewny jest wynik głosowania nad Brexitem planowany na czerwiec w 2016. Co dalej, jeżeli do niego rzeczywiście dojdzie, nikt naprawdę nie wie.
Przyspiesza też nieustannie globalny wyścig mocarstw z wzrastającymi aspiracjami Chin na pierwszym planie i całą gamą zagrożeń związanych ze zwalniającą równolegle ekonomią Państwa Środka. Przewidywane 6,3 % chińskiego wzrostu to zaiste marnota w porównaniu z 14,2 % szczytem w 2007 przy czym jak to często bywa, pobrzękiwanie szabelką zdaje się coraz głośniej pobrzmiewać na morzach dalekiego wschodu. Tli się Ukraina…a nasz najbliższy sąsiad, Rosja transferuje swoje globalne ambicje na zapalne tereny Bliskiego Wschodu. Czy wybory w USA w 2016 zmienią narrację Ameryki jako słabnącego lidera i światowego hegemona, to tylko kolejne niewiadome?
Mamy więc mega globalne ryzyka, gdzie ekonomia i polityka splatają się w wielowątkowym matrixie, bo ryzyka suwerenów mają bezpośredni wpływ na zagrożenia gospodarcze. Gigantyczny „outflow” kapitału ze zwalniających Chin, 500 miliardów dolarów w ciągu ośmiu miesięcy tego roku (z czego w sierpniu 200 miliardów) tylko pogłębia niestabilność rynków. Litościwie nie wspominamy o Unii Europejskiej, ECB przedłuża luzowanie ilościowe, Grexit ledwie zamieciony pod dywany, Bałkany przygniecione milionami nadchodzących uchodźców, to się nie może udać na dłuższą metę. Czy 2016 będzie przełomem dla strefy euro i co ten przełom może przenieść? Oczywiście, zielona Polska nie jest tu samoistna wyspą i choć nasze fundamenty pozostają w miarę stabilne są przecież tak silnie związane z gospodarką eksportujących do wszystkich Niemiec i całą europejską ekonomią, że…
A, że sploty nadchodzących ryzyk są coraz bardziej wielowątkowe nie może dziwić prawdopodobny wzrost fraudowego zagrożenia na wszystkich chyba poziomach. Im bardziej świat staje się niestabilny, tym więcej pojawia się pokus w politycznych gabinetach, korporacyjnych board-ach, skończywszy na szeregowych pracownikach obserwujących swoisty „ton płynący z góry”, aby uszczknąć coś dla siebie ze smakowitego i coraz bardziej nierówno dzielonego globalnego tortu.
Cyberprzestępstwa są dziś na pierwszych stronach wszystkich mediów, a nie zapomnijmy jeszcze w nawiązaniu do polityki dodać, że cyber bronie weszły dzisiaj do jawnych i najtajniejszych arsenałów globalnej wojny, kwitnie internetowa cyberpropaganda armii trolli. A nawet, w reakcji pojawia się cyberpospolite ruszenie i z dumą zauważamy, że Polska Obywatelska Cyberobrona potwierdza tradycyjnie nasze najwyższe kompetencje w zakresie samoorganizującej się oddolnie partyzantki.
Cyberfarudy to najwyraźniej niezwykle szybko rosnąca gałęź współczesnej (szarej) ekonomii, ryzyko wciąż niedostatecznie zaadresowane, które w 2016 roku wzniesie się na kolejne, na pewno wysokie, ale trudne do skwantyfikowania poziomy. Obiektem nasilających się systematycznie ataków staną się instytucje finansowe i ich klienci, telekomy, przedsiębiorstwa, od małych do wielkich korporacji, administracja rządowa i organizacje użyteczności publicznej. Postęp technologiczny, ryzyko z nim związane, uzależnienie od cybermediów będą rozprzestrzeniały cyberafarudy drogą bezpośredniego i pośredniego zarażania, a tam gdzie nie pomoże technologia, atakujący wykorzystają social engineering, ludzką niewiedzę i zwykłą głupotę, która jak kiedyś zauważył Einstein jest obok wszechświata, nieskończona.
Zresztą skoro o technologii mowa, to błyskawiczny postęp technologiczny niesie masę innych, nie tylko cybernetycznych ryzyk. Komodytyzacja wszystkiego, presja na obniżkę kosztów wszystkiego, szybki wzrost automatyzacji, będą w dalszym ciągu czynnikami przenoszenia produkcji i miejsc świadczenia usług do krajów optymalniejszych kosztowo. To dla niektórych będzie szansa, jak w przypadku centrum usług wspólnych wyrastających w Polsce, jak grzyby po deszczu. A zaraz potem zagrożenie, bo za chwilę kapitał przeniesie się tam, gdzie jest jeszcze taniej.
Ale, wracając do fraudów, to wszystkie czynniki geopolityczne, makro i mikro gospodarcze, wzrastająca niepewność i nierówności społeczne tworzą podłoże coraz bardziej sprzyjające różnego rodzaju nieuczciwościom, których uzasadnieniem niekoniecznie musi być chęć wzbogacenia się. Jak w końcu przyznają na przykład specjaliści od cyberzabezpieczeń najprostszym sposobem skutecznego ataku jest przekonanie nisko opłacanego, niepewnego swojej śmieciowej przyszłości „czasownika” do skopiowania bazy danych, udostępnienia hasła dostępu, czy „tylko” włożenia odpowiednio spreparowanego pendrive do jednostki roboczej ofiary.
Inna sprawa, że i „tradycyjne” fraudy też kwitną. W końcu i niebieskie kołnierzyki z C-level nie mogą być pewne swojego jutra, więc pokusa jest rosnąca tylko, że znacznie większa. Także i w 2016 roku ryzyko wszelkiego rodzaju, w tym fraudowe pozostanie „man made”, z przyczyny ludzkiej, która jak zawsze pozostanie najsłabszym ogniwem.
Stąd i płynie wniosek, że jakich byśmy skomplikowanych modeli kwantyfikacji ryzyk nie wprowadzali, coraz to nowych regulacji (czy o ryzyku regulacji, oczywiście rosnącym, nie wspomnieliśmy?) nie uchwalali zarządzanie ryzykiem, walka z fraudami powinna być skoncentrowana na „czynniku ludzkim” i jak to z ludźmi bywa, zawsze lepiej będzie zapobiegać, niż leczyć.
Post scriptum
Artykuł ten ukazał się w Gazecie Ubezpieczeniowej w dniu 16 listopada, oddany do druku kilka dni przez wydarzeniami w Paryżu, rzeczywistość jak zawsze pisze bardziej dramatyczny scenariusz…
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.