Wracawszy ze wspomnianych w poprzednim poście zjazdach po
stokach Południowych bratanków coś waszemu menadżerowi ryzyka strzeliło do łba, żeby skrócić sobie drogę przez mękę z Południa na Północ polski, która to droga
ma od lat, jak wiadomo być usiana autostradami ( z naciskiem na: „ma być”), skrócić drogę przez pomknięcie stosownym kawałkiem A4-ki. Tam niestety wielka mgła i opady i: Karambol. Z ręką na
sercu (ale solidnym zapasem jak… Wielka draka na A4
wiadomo powinno być to (uwaga ! ukryty wątek edukacyjny) minimum „połowa tego co na liczniku”… i
więcej!) hamowaliśmy powoli na awaryjnych patrząc czy nas jadący z tyły nie sprasują, szczególnie że włączanie
awaryjnych wciąż słabo dochodzi do świadomości polskich autostradowiczów. Pewnie z powodu nielicznych autostrad nawyków brakuje o drogowej edukacji bezpiecznościowej nie mówiąc. Wielka draka na A4
Dla porządku dodamy były: 2 karambole przed nami i jeden za nami ca. 20 pojazdów jak podało Radio kierowców i lokalne rozgłośnie, które zresztą mało co pomogły, bo co godzinę nadawały te same info o „utrudnieniach i karambolu koło Kołomłotów”.
Słowem żadne info już dla stojących ani ostrzeżenie
dla jadących, i na nic tu radia samo-nastrajające się na awaryjne informacje, daleko nam wciąż do Europy, oj daleko.
Okazało się też, że wiszące nad drogą nowoczesne info- tablice
świetlne też nie działały i jak później wyjaśniano
lokalna Dyrekcja Dróg nie wypisała żadnych stosownych ostrzeżeń.
Tak więc sobie staliśmy gaworząc w rodzinnej atmosferze jak
polak z polakiem, ale coraz bardziej wściekli, bo kwadranse i godziny płyną a tu:
cyk pogotowie jedzie, cyk straż, za jakiś czas laweta, potem pogotowie, potem za godzinkę straż i znowu laweta.
Dziwny timing , jak na wypadek…
Jacyś odważni stacze po półtorej godzinie zaczęli cofać do przed- wyjazdu, choćby bus zdesperowanej drużyny młodych szczypiornistów co mecz i tak stracili, jak ujawniła zdruzgotana trenerka.
A tam … z drugiej strony, jak się zwiedzieliśmy szybko pocztą autostradowo-pantoflową, zamiast korki rozładowywać – mandaciki… Co do rozładowywania, sami byśmy nie wierzyli gdybyśmy tego chaosu, chodzenia wkoło, stania i patrzenia stosownych służb z innymi kierowcami nie obserwowali, bo główna kongestia była 200 metrów przed nami i z nudów i
stresu się tam wraz gromadą udaliśmy. Wielka draka na A4
Trzy godziny trwał ten chaos, nawet po komendach ktoś
dzwonił z sugestiami otwarcia bramy awaryjnej pomiędzy pasami (są zdaje się takowe na specjalne okoliczności) ale podobno stosowne Czynniki były nieuchwytne.
I tak pewnie by te kilka setek aut nie 3 godziny a 30 godzin stało, gdyby sfrustrowani, niewysiakani ( śmiejcie się Panowie…) i zziębnięcie obywatele, często z dziećmi (ferie!) nie zaczęli mordy drzeć na służby i wtedy dopiero się ruszyło, jakoś mogło, a dodamy, że nie było poważnych ofiar i co prawda kilka samochodów było mocno uszkodzonych, ale większość – jak po miejskich stłuczkach.
Po powolnym rozjeździe z mega korka małym slalomem, widzieliśmy jak narzekający na nieostrożnych braci -kierowców zawsze mistrzowie kierownicy nikną pędząc zderzak – zderzak we
mgle i kurzawie… Wielka draka na A4
Tak sobie przy tym myśleliśmy, co by było gdyby naprawdę do ciężkiego karambolu z ofiarami i pożarami doszło i jak ważne przy każdej ryzykonomii jest realne ćwiczenie anty-kryzysowych działań. Bez tego tylko kolejne deklaracje o sukcesach i byciu przygotowanym…
wielka draka na A4