6 powodów dlaczego NIE lubię polskiego Linkedin>>>
(artykuł uzyskał do tej pory ponad 9800 wyświetleń na LinkedIn)
Linkedin to fajna możliwość spotkania znajomych i nieznajomych w sieci, ale od pewnego czasu mocno gra mi na nerwach, szczególnie jego polska wersja, bo uczestniczę też w paru zagranicznych forach…Co mnie najbardziej wkurza?
Świat Linkedin często sprawia wrażenie, JEST w wielkiej mierze rzeczywistością równoległą do tej, którą poznać można empirycznie na korytarzach polskich korporacji, wielkiego i małego biznesu, a i czasami urzędu ( no właśnie dlaczego tak mało pracowników z sektora publicznego tutaj ?)
W najlepszym tonie jest więc prezentowanie swoich kolejnych sukcesów, najlepiej zdjeć z wręczania i otrzymywania, oraz przemawiania. W sumie, dlaczego nie? Świetnie ! Ale nie ma tu miejsca na problemy. Że kultura organizacyjne w polskich firmach delikatnie mówiąc nie jest za wysoka albo, że broń boże, jakże często rządzą układy, kolesiostwo, nepotyzm. Że macie minimalną szansę na duża karierę, bo pewne drzwi są dla was po prostu zamknięte. Jak w Indiach, nie należycie do kasty menadżerów zarabiających krocie za „wielką odpowiedzialność”. Nawet kobiety udają, że nie ma problemów ze szklanym sufitem czy nierównym traktowaniem, null, no problem, smile !
Szczerze mówiąc, na Linkedin w ogóle niewiele się DYSKUTUJE tu się KOMUNIKUJE i zdaje RELACJE. Tu buduje się markę (jakby się w Polsce liczyła – patrz pkt. 1), zbiera kliknięcia i eksponuje headhunterom swoje zawsze jasne oblicze (patrz pkt. 3).
Chcesz podyskutować o czymkolwiek, a odpowie ci kilka, stale tych samych (pozdrawiam!) osób. Najjaskrawiej widać ten problem w tak zwanych „grupach dyskusyjnych”. Tak zwanych, bo mało kto w nich dyskutuje. Sam prowadzę taką, która ma ponad 500 uczestników i zwykle odzywają się te same osoby. Nie rozumiem, po co się więc zapisywać do grupy dyskusyjnej ? Żeby siedzieć cicho? Mieć logo przy profilu, co potwierdza naszą gotowość do bycia head-huntowanym?
Przypomina mi się jak kiedyś, lata temu, siedzieliśmy z kolegą salesem w dobrej knajpie, odprężeni przy koniaczku i cygarku , bo klient nie przyszedł na spotkanie (eh piękniejszy moment niż domknięcie sprzedaży) i opowiedział mi taką historyjkę. Że, jak Amerykanowi odetnie nogi i spali się dom, to on rano staje na kikutach, odsłania okno i mówi: jakie piękne możliwości się przede mnę odsłaniają…
Na Linkedin jest, w zasadzie, chyba jeszcze gorzej. Tu zawsze generalnie wszytko jest gites , open 4new challenges forever, znaczy wylali mnie, nie mam na spłatę kredytu, żona mnie rzuciła, a córka wyjechała z Don Juanem de Kalibabka. No, nie chodzi o spowiedzi, ale ten wszechobecny optymizm jest… niehumanitarny?
I nie chodzi tu o sex, czy palenie trawy, ale rzeczy niezwykle ważne dla biznesu. Jako osoba, która zajmuje się zarządzaniem ryzykiem nie mogę się nadziwić, że na Linkedin nie pisze się o dyskryminacji, wszechobecnym nepotyzmie, kolesiostwie, nieuczciwych praktykach i oczywiście nigdy, przenigdy nie można wspominać o tak zwanej „polityce”. Ja rozumiem, że część (większość?) Linkedin-owców w Polsce po prostu obawia się retorsji w pracy, szczególnie jeżeli są związani z szeroko rozumianym budżetem, choćby przez klientów. Ale, skoro tak, to po co udawać, ze jest git i nie ma problemów (patrz pkt, 1,2 i 3) i w ogóle jest fair, wolnie i równo. A co do polityki, to przecież chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie powie, że nie ma ona dzisiaj wpływu na biznes i karierę. Oj, ma, ma, to widać, słychać i czuć. I będzie dopiero zabawa…
Aż strach by było wrzucić zdjęcie swojego kotka czy pieska, bo zaraz będzie 1000 uwag „to nie facebook”. Ba, nawet są na to gotowe obrazki. Siedzi cicho jedna mądrala z drugim i co mu/jej przeszkadzałby jakiś miły/śmieszny memik, czy fotka from time – to – time (foto powyżej: poznajcie mysz komputerową, na imię jej Lula). Albo jakiś bliski sercu sukces typu: „wyrosła mi piękna paprotka na oknie w biurze”. Albo o zgrozo, dajmy na to „jaką fajną książkę przeczytałem, tak mnie ubogaciła , że przestałem prześladować swoich podwładnych”. Byłoby miło i bardziej po ludzku prawda ?
To nasza rodzina specyfika, nie żeby w ogóle, ale jak na tę liczby kontaktów, to pod dowolnymi postami może pojawi się parę poleceń, jeszcze udostępnień, jeszcze mniej wypowiedzi. Mam takie podejrzenie, że chodzi tu także o to, żeby nie wspierać Konkurencji (headhunterzy patrzą!) ale pewnie i dlatego, że niby DLACZEGO mam kogokolwiek popierać? No i generalnie, lepiej się nie wychylać, przecież uczą nas tego w polskiej szkole od małego. Komentowanie mogłoby również sugerować, że NIE jesteśmy nieustannie zajęci nowymi klientami, sukcesami, projektami, robieniem nieustającej kariery. Headhunterzy patrzą !
Ale oczywiście WY, którzy to czytacie, tacy nie jesteście, czyż nie? I klikniecie i udostępnicie ten tekst nawet jeżeli się z nim trochę nie zgadzacie? Klik, klik, klik… A może, eh, skomentujecie w wolnej sekundeczce, od robienia kariery ?
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.