Koncepcja „prekariatu” już kilka razy „obiła” nam się po uszach, a jakiś czas temu wracając autostradowo od klienta wysłuchaliśmy z uwagą z Internetu wywiad z autorem głośnej książki „Prekariat. Nowa niebezpieczna klasa” (i kilku jeszcze tego samego autora „w temacie”) brytyjskim profesorem Guy-em Standingiem.
Przy okazji wspomnę, wywiad prawie godzinny był z zagranicznego radia, u nas analiz i dyskusji na tak wysokim pod względem kultury i przygotowania rozmówców i prowadzących prawie się już nie robi, przykre to, skądinąd przejaw prekariatyzacji i złachania (analiza moja) naszych rodzimych mediów.
Co za tym idzie pełno jest wskazań ryzyk, które się pojawiają dla organizacji, zarządzających, klasy politycznej (co prawda nie wiadomo co to, za bardzo), korporacji i oczywiście nas, pracowników i przedsiębiorców.
Książki tu szczegółówo nie będziemy póki co omawiać, a raczej zachęcamy do jej przeczytania (sami jesteśmy w trakcie) bo to niezwykle ciekawa koncepcja analizy współczesnego świata, w tym świata pracy. A to przecież bardzo ważne dla wszystkich zarządzających swoim i cudzym ryzykiem. Co za tym idzie pełno jest wskazań ryzyk, które się pojawiają dla organizacji, zarządzających, klasy politycznej (co prawda nie wiadomo co to, za bardzo), korporacji i oczywiście nas, pracowników i przedsiębiorców. Nie musimy zaś przekonywać nikogo, że każda firma, mała i wielkie korpo stawia swoich pracowników na pierwszym miejscu, bo to przecież „nasze najwyższe dobro” (koniec cytatu).
Prekariusze to ludzie nowej, globalnej ekonomii, młodzi choć nie jest to coraz częściej reguła, wykonujący coraz to nowe i często słabo zdefiniowane (nawet jeżeli fikuśnie nazywane) zawody, choć pozbawieni identyfikacji zawodowej i płynących z tego korzyści (nie tylko finansowych), niepewni ciągłości zatrudnienia, swojej przyszłości, dochodów. To ci wykonujący prace part-time, zatrudniani nieraz za darmo (ciekawy oksymoron prawda?), zmuszeni do nieustannego poszukiwania pracy i nowych źródeł dochodów, szkolenia się i zdobywania nowych umiejętności bez obietnicy ich wykorzystania, pracujący „na okrągło” ale nie traktowani jako szczęśliwi pełno-etatowcy.
Prekariusze to ludzie nowej, globalnej ekonomii
I jeszcze więcej, bo nie streszczamy tu książki „Prekariat” , ale piszemy na gorąco: to wszystko według autora książki budzi niepewność jutra, ryzyko, wyalienowanie, strach i gniew, które eksplodują coraz częściej i mogą poprowadzić całe społeczeństwa w nieznane (albo już przećwiczone w przyszłości) kierunki.
Nie czyta się tej książki ze specjalnym optymizmem, ale to w końcu w zarządzaniu ryzykiem nic nowego i nie sposób się nie zgodzić z wieloma niezwykle celnymi obserwacjami tym bardziej, że widać je doskonale w okienku tableta czy smartfona. (Skądinąd jednych z nieodłącznych narzędzi neo – prekariuszy bo, to jak pamiętamy ze szkoły prekariat to pojęcie „wyciągnięte” z historii ).
Inna, już bardziej dyskusja sprawa to winni wskazywani przez autora, czyli tradycyjnie kapitalizm i uwaga, tak, znowu Oni straszni neo-liberałowie, śmiać się w sumie chce, bo taki mamy dziś neoliberalizm i wolny rynek jak śpiewająca kobyła na ruchomych schodach.
Jak wspominaliśmy „Prekariat” to analiza naszym zdaniem bardzo ciekawa, bo coś się w świecie globalnym „dzieje” i ślepotą jest jeżeli menadżerowie czy politycy tego nie dostrzegają, wystarczy spojrzeć na portale profesjonalistów, gdzie króluje jakaś dziwna atmosfera „debeścizmu”, „wszystko-możyzmu”, „hurraoptymizmu”, de-humanistycznego odlotu empatii i zwykłych ludzkich uczuć skrywanych pod zawsze uśmiechniętymi jasnymi obliczami ludzi gotowych na wszystko, z każdym i o każdej porze.
A choćby z własnych obserwacji, a trochę już obserwujemy, że to de-beściarskie nastawienie wcale nie służy efektywności czy innowacyjności, a nawet zaryzykujemy tezę niejednokrotnie ma odwrotny skutek, o zarządzaniu ryzykiem nie wspominając. Wystarczy tu wspomnieć klasyczne menadżerskie syndromy: Evertything-Goes-According-to-Plan, Not in My Term of Office, etc. etc….czyli typowe oznaki (braku) zarzadzania ryzykiem.
gdzie króluje jakaś dziwna atmosfera „debeścizmu”, „wszystko-możyzmu”, „hurraoptymizmu”, de-humanistycznego odlotu empatii
Jak miliony razy pisaliśmy na Ryzykonomii udawanie, że ryzyka „nie ma” jest też rodzajem zarządzania ryzykiem, choć skazującym nas na porażkę i co światlejszym menadżerom, HR-owcom, politykom do sztambucha to lekturę wkładamy.
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.