Obiecaliśmy przecież P.T. Czytelnikom Bloga Ryzykonomia (nawiasem mówiąc ostatnio coś często słyszymy lekko przeinaczone na Ryzykomania, nie mamy nic przeciwko, co Wy na to ryzykomaniacy…?), obiecaliśmy, że zrelacjonujemy naszą niedawną bywszość na koncercie Bon Jovi w gdańskiej Ergo Arenie, i choć jesteśmy na kolejnej delegacji, siedzimy w hotelu lekko skatowani po całodziennym, ale dobrym, ryzykowarsztacie – piszemy.
Żebyśmy jednak nie wyszli na prawdziwych ryzykomaniaków, żeby nie rzec – ryzykowariatów, to na Koncert Jovi poszliśmy nie dla śledzenia ryzyk, ale dla czystej rozrywki, ot tak sobie.
Wyznamy też co bardziej koncertowo nastawionym ryzykoczytelnikom ( ot, mania….) , że na
słuchanie udaliśmy się (samodwój, jak mawiali bohaterzy Sienkiewicza), dzięki hojności pewnego nieocenionego sponsora (O, dzięki Ci Wielki i Dobry Sponsorze, jesteś Wielki i Dobry !).
Ergo Arena to rzeczywiście piękny obiekt w pięknym miejscu, przy dojeździe co prawda policja zablokowała drogi „jak leciało”, a szczerze nas rozczulili niebiescy blokersi zapytani o parking odpowiedzią „my nietutejsi”. No, ale trzeba przyznać był też darmowy pociąg.
Od razu nam się po tym policyjnym bon mocie humor przed koncertem poprawił, ale nawet nie musiał bo koncert był przedni, 50 letni „dziadkowie” (tak mówiła zazdrosna młodzież) czadzili 3 godziny aż strach ! Życzę niniejszym wszystkim ryzykczytelnikom takiej kondycji i zapału.
Nie jestesmy jakimiś specjalnymi fanami tej muzy, ale muzycy i leader byli przedni niejeden mega przebój i to co nas zawsze wzrusza – pełen profesjonalizm. To jest prawdziwy kapitalizm i wolny rynek, jesteś najlepszy, wygrywasz, tak jak Messiemu nie zazdrościmy fortuny i niepłacenia. Należy się. Szacun.
Przyznajemy kiszki nam nie marsza ale Bon Jovi grały bo huczało z 1000 decybeli, zdjęć też parę porobiliśmy ku uciesze swojej i nieobecnych i można je choćby obejrzeć na facecebookowym fan pejdżu RyzykoManiii nomii (ups…) link
ps.
Żeby nie było, żeśmy żadnych ryzyk nie dostrzegli to były. Dwa.
Jedno to Niby-kontrola przy bramkach; niby zaglądali do bagażu ale z takim zainteresowaniem, że możnaby (przy niewielkim rozłożeniu) przenieść na koncert pancerzownicę Karl Gustaw.
I drugie, czysto finansowe: mini hot dogi po 9 złotych sztuka…. Zgroza!
Koncert był okej, super, wartobyło, na dziś tyle o Bon Jovi, siedzimy w hotelu na delegacji, tramwaje szurają po bruku na skrzyżowaniu, nie myślimy o ryzyku, a miasto które widzimy za oknem nazywa się Wrocław.
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.