Mógłbym się pochwalić, że ostatnimi czasy kilku znajomych wyraziło pogląd, że „miałem rację”, „on przewidział to już dawno”. Poczułbym się po tych komplementach jak dumny paw i bez mała posiadacz szklanej kuli, gdybym ją rzeczywiści miał i dokonał wyczynów zgoła profetycznych. Niestety, ze smutkiem przyznam – nic z tych rzeczy.
Trochę to zarządzanie ryzykiem robi się ostatnio nudne, a to z tego powodu, że ciągle słyszymy jak „jest modne”, że ryzyk przybywa i w ogóle ryzykiem „trzeba zarządzać”. A nawet, jak się nie zarządza to „idzie ku lepszemu”, „pracujemy nad tym”, „w swoim czasie”. Słowem nuda. Może by jednak te 20 lat już wystarczyło do wdrożenia i zaimplementowania risk menadżmentu? Czy ta moda nie za długo już trwa i nie powinna się stać codziennością?
Może by jednak te 20 lat już wystarczyło do wdrożenia i zaimplementowania risk menadżmentu? Czy ta moda nie za długo już trwa i nie powinna się stać codziennością?
Weźmy inną kwestię: ryzyka.
Przełom roku nam już szczęśliwie minął i jakoś przeżyliśmy ten nawał wróżenia z fusów różnych domorosłych ekspertów od ryzyka, których analizy zaludniły łamy wszelkiego pisma biznesowego i popularnego. Ale właściwie dlaczego o ryzykach piszę się tylko około Sylwestra? Czy ryzyka gromadzą się jakoś specjalnie w tym okresie? Dlaczego wszyscy, którzy zwykle o ryzyku nie piszą i zdaje się pojęcia o nim nie mają, nagle wtedy to robią, wśród porad jak zmienić swoje życie o 360 stopni, czy przejść na vege?
Kto tam pisze o ryzyku? Pól biedy gdy korzysta z jakiś analiz, o czym poniżej, oficjalnie profesjonalnych… Więc przypominają mi się początki dziennikarskiej roboty w pewnej gazecie codziennej, gdzie ostatnią stronę piątkową zdobił tradycyjnie horoskop, czyli nic innego jak analiza ryzyka. Skąd się brał? Od znajomego Czarodzieja? Między nami mówiąc, zwyczaj w redakcji był taki: za karę pisał go, ten/ta który ostatni w piątek przyszedł do redakcji, nie wiadomo za karę czy w nagrodę…
No więc mamy analizy ryzyka, raporty, mapy ryzyk i rankingi. Nie powiem, sam chętnie je czytam i analizuję. I cieszy, że zdają się być coraz bardzie popularne. Weźmy choćby Global Risk, Światowego Forum Ekonomicznego, Top Risk Eurasia Group, raporty wielkich ubezpieczycieli i brokerów, różne rankingi prodemokratycznych think tanków i globalnych organizacji. Tam znajdziemy masę zagrożeń, całą Big Data ryzyk.
…przypominają mi się początki dziennikarskiej roboty w pewnej gazecie codziennej, gdzie ostatnią stronę piątkową zdobił tradycyjnie horoskop…
Ale, czy aby (jak to z Big Data bywa) nie jest the informacji tak dużo, że zagrożenia traktowane są jako ciekawostki i pożywka dla kolejnych felietonistów?
I czy w ogóle opisywane są tam ryzyka?
Bo przypomnijmy trochę z teorii, bo ryzykonomia parafrazując Papcia Chmiela ma także „bawiąc uczyć”: ryzyko opisywane jest prawdopodobieństwem zdarzenia. Gdy zdarzenie staje się pewne to wcale ryzykiem już nie jest.
Tę transformację sugeruje kwerenda raportów z „wieszczenia ryzyk” z ostatnich kilku lat, zestawienie tego co się o ryzykach pisze, i co w rzeczywistości „widać za oknem”.
Tak zgadliście, trudno nie wspomnieć w tym kontekście Klimatu. „Ryzyko” to okupuje czołowe pozycje wszystkich znanych rankingów ryzyka od Global Risk począwszy, od co najmniej kilku lat. Tylko, czy to dalej jest ryzyko? Skoro przyjąć naukowy punkt widzenia, za dobrą monetę te wszystkie panele setek naukowców, płonące lasy australijskie, topniejące lody, ekstraordynaryjne temperatury wszędzie to – może już mamy pewność? Może już czas zabrać się do roboty i coś z tym zrobić?
…ryzyko opisywane jest prawdopodobieństwem zdarzenia. Gdy zdarzenie staje się pewne to wcale ryzykiem już nie jest.
Oczywiście „robi się” ale… potem pojawia się jakaś wredna nastolatka i wali prosto z mostu „to wszystko ściema, nic nie robicie”. I coś chyba jest na narzeczy, bo nauka jej przytakuje, a.. życie toczy się dalej!
Tu dorzucę obserwację z życia doradczego, konsultingowego. O ile o w życiu publicznym o klimacie mówi się dość głośno, to już na poziomie mikro, w zarządach to naprawdę bajka, ciekawostka. Tu liczy się sprzedaż, ROE i czy nie wzrosną nam podatki, całkiem słusznie, skądinąd. Ale klimat ? Ejże, to przesądy światło ćmiące, tu jest biznes, my tu nie sięgamy myślą dłużej niż do następnego zamknięcia bilansu!
Inny przykład: pandemia, koronawirus. Ile już o nadchodzących pandemiach wylano atramentu, że sypanie ton antybiotyków do jedzenia, chemia, zanieczyszczenie środowiska, globalizacja, to pewnik kolejnych, coraz trudniejszych do opanowania epidemii. Ile tu zrobiono, jak tym ryzykiem „zarządzono”? Jak się przygotowano? Choćby ministerstwo mówi, że jesteśmy zwarci i gotowi. Założymy się?
Więc czekamy do kolejny przewidywań, w kolejnych latach o klimacie, pandemiach i innych „ryzykach” o 100% zapadalności…
Pliki cookie Aby zapewnić sprawne funkcjonowanie tego portalu, używamy pliki cookies („ciasteczka”). Jeśli nie wyrażasz na to zgody opuść portal.